Łączna liczba wyświetleń

środa, 8 maja 2013

Rozdział 14

Londyn,9 kwiecień
    Cholera jasna,trzeci talerz już stłukłam!Od pewnego czasu wszystko mi leci z rąk.Wczoraj moją kolejną ofiarą był,ulubiony kubek Kaśki.Gdy zobaczyła,że zbieram szczątki jej ulubionego naczynia nieźle się wkurzyła.Obiecałam jej,że go skleję.Lepiej wyglądał w szczątkach niż po sklejeniu.W dodatku cała się pokleiłam.Kaśka się fochnęła i ze mną nie gada.Inni czują motyle w brzuchu a ja??Ale wolę tłuc wszystko w Londynie niż w Warszawie.
Mam dość mojego pożal się Boże tatusia!A jak pomyśle o tej jego całej Weronice to mi się robi niedobrze.Przyprowadza sobie jakąś babę i wszyscy mają ją pokochać i być uchachani?Jak poszła ta Weronika to dostałam opieprz za brak kultury i,że Weronice było bardzo smutno.Gówno mnie obchodzi ta małpa.Potem jeszcze coś gadał,że niby nie chcę jej zaakceptować bo chce mi zastąpić mamę!Mógłby chociaż nie mieszać mamy!!Jeszcze wtrącili się Beata z Robertem i jak zawsze ja byłam ta zła!

  Wracałam z zakupów.Dochodziła dwudziesta pierwsza.Zaczął padać deszcz.Skręciłam w ciemną uliczkę.Pod śmietnikiem coś zaskamlało.Podeszłam bliżej.Położyłam torbę z zakupami na chodniku.przykucnęłam,wyjęłam z torebki telefon i zaczęłam świecić,aby zobaczyć coś w tej ciemności.Wyciągnęłam spod śmietnika małego,słodkiego szczeniaka.Był cały w błocie.Był bardzo chudy.Wzięłam go na ręce,zabrałam zakupy i poszłam do mieszkania.
   Gdy wróciłam,Kaśka siedziała przed telewizorem i skakała po kanałach.
  -Co to za ohydztwo?!-krzyknęła gapiąc się na mnie.Nie była zadowolona.
  -To nie jest żadne ohydztwo!-powiedziałam kładąc zakupy na blacie kuchennym.Moja kurtka była cała brudna,powiesiłam ją na wieszaku i wróciłam do salonu.W tym czasie tymczasowy lokator już ubrudziła całą podłogę i trochę dywanu.-Biedak spał pod śmietnikiem!Przecież on jest słodki.Miałam tak przejść!!?
  -Wszystko brudzi!Jutro go zaniesiesz do schroniska!Nie zamierzam mieszkać z tym czymś!!-coś,chyba przyjaciółeczka moja miała gorszy dzień!
  -Weź przestań!To tylko mały kundelek.-Złapałam szczeniaka.
  -Nie będę mieszkać z tym zapchlonym kundlem!!-powiedziała Katarzyna.
  -To się wyprowadź!!-zażartowałam.Nikt Ci nie karze mieszkać ze mną ani z nim.-pogłaskałam szczeniaka,a on zaczął mnie lizać po twarzy.
  -Wyganiasz mnie?!I co?!Mam mieszkać pod mostem?!-warknęła.
  -Możesz zamieszkać z tym kolesiem z którym cały czas rozmawiasz przez telefon.-powiedziałam.
  -Weź się odwal!!-poszłam do łazienki i zaczęłam lać wodę do wanny.Musiałam umyć tego brudasa.
  -Daj mi już spokój!!-zamknęłam drzwi do łazienki i włożyłam szczeniaka do wanny z cieplutką wodą.Nie miałam żadnego specjalnego szamponu dla psów,więc wzięłam Kaśki. Może się nie skapnie.
 Po długiej kąpieli,wyglądał zdecydowanie lepiej.Moim zdaniem to jest chyba chłopczyk.Trochę czasu zajęło wyjmowanie mu błota z sierści.Opatuliłam go w ręcznik i wzięłam go na ręce.Tylko gdzie on będzie spał?Dałam mu resztki z kolacji.Był bardzo głodny,bo błyskawicznie wszytko zniknęło z talerza.Zrobiłam mu posłanie z koców.Wywąchał wszystko po czym się położył.Kaśka nadal siedziała w swoim pokoju.
Miałam chwilę,zrobiłam mu zdjęcia które były mi potrzebne do ogłoszenia.Nie chciałam pisać tych ogłoszeń,ale on może ma swój dom.Może jakieś małe dziecko za nim tęskni.Ale i tak jutro pójdę do schroniska.
   -Ucisz do jasnej cholery tego kundla!!-wrzasnęła Katarzyna.Spojrzałam na zegarek.Dochodziła druga w nocy.Szczeniak strasznie wył i szczekał.Skierowałam się do tymczasowego posłania szczeniaka.Wzięłam go na ręce i poczłapałam w milczeniu do swojego pokoju.-Dlaczego on pachnie moim szamponem?!-zapytała.
  -Co?Wydaje Ci się.Idź spać!-zamknęłam drzwi.Przykryłam się kołdrą i przytuliłam do siebie psa.
rano
   Znów mnie obudził krzyk Katarzyny.Niechętnie zwlekłam się z łóżka.
  -Jak wrócę,z uczelni ma go tu już nie być!!Zrozumiano?!!-krzyczała przyjaciółka.Nadal nie wiedziałam o co jej chodziło.
  -Dlaczego się tak drzesz??-zapytałam głaszcząc szczeniaka.
  -Dlaczego?!Ty się jeszcze pytasz dlaczego!Ten zapchlony kundel zejszczał się na moje buty!!-parsknęłam śmiechem.Uuuuuu dlaczego musiał akurat na jej nowe botki?!Co za peszek.Heuheuheu

  Specjalnie nie poszłam dziś na uczelnie żeby powiesić ogłoszenia.Kaśka znów wkurzona trzasnęła drzwiami wychodząc.Nie miałam się co spieszyć.Szczeniakowi dałam śniadanie,a ja poszłam pod prysznic.Ubrałam się.Zaczął dzwonić mój telefon,ale nie zdążyłam odebrać.Jakiś nieznany numer!Założyłam płaszcz,schowałam    do torebki parasolkę i wzięłam na ręce szczeniaka.Zaczęłam rozwieszać ogłoszenia po okolicy.Po drodze kupiłam smycz,karmę i parę jeszcze rzeczy dla psów.
Znów zadzwonił mój telefon.
 -Halo...-odezwał się męski głos w słuchawce.-Julia Marr...sialek??-zapytał
 -Tak,kto mówi?-weszłam do mieszkania.Zdjęłam płaszcz,buty,założyłam kapcie i położyłam torebkę na blacie.-Halo....
 -Jestem,Theo Walcott.Możemy się spotkać?-Walcott??Yyyy,gdzieś już słyszałam to nazwisko,ale gdzie?
 -Ale ja Ciebie nie znam.-nasypałam karmy do miski i położyłam przed szczeniakiem.-A tak w ogóle to skąd masz mój numer?
 -Ale ja Ciebie znam.Mamy wspólnego przyjaciela.-powiedział.
 -Tak?A skąd?Przyjaciela?
 -Wojtek mi o tobie dużo opowiadał.
 -Wojtek?Jaki Wojtek?
 -Wojtek Szczęsny.Właśnie o niego chodzi.
 -Coś mu się stało?I co Ci o mnie naopowiadał?-przestraszyłam się.
 -Nie,wszystko z nim w porządku.Ale musimy się spotkać.-nalegał.
 -No dobra.Gdzie i kiedy?-Ciekawe o co mu chodzi.
 -Hmm..Pod Emirates Stadium,o 16??Pasuje Ci?
 -No spoko.A jak ty wyglądasz?-głupio zapytałam.
 -Będę w czarnej kurtce.Znajdź mnie w internecie.-powiedział rozbawionym głosem.-Do zobaczenia.-odłożyłam telefon na blat kuchenny.Żebym tylko nie spotkała Wojtka.
Zaczęłam szukać w internecie zdjęć chłopaka.
 -Dexter!-zawołałam szczeniaka który pobierał się do moich butów.Musiałam go jakoś nazwać,bo co mam na niego wołać''hej,ty''?Ale już zaczął reagować na to imię,mam nadzieję,że zostanie.Kaśka go,wcześniej czy później pokocha.
    Było wpół szesnasta.Byłam już ubrana,ale nie miałam z kim zostawić Dextera.Kaśki jeszcze nie było,Yo ma uczulenie na sierść.Ostatnią moją deską ratunku była sąsiadka z dołu.Miła,starsza pani.
I udało się!!Zgodziła się.
   Pod Emirates Stadium byłam pięć po szesnastej.Wysiadłam z taksówki.Duża grupka mężczyzn-chyba piłkarzy mijała mnie.Gapili się na mnie jakby pierwszy raz kobietę widzieli.Przez moment myślałam,że mam coś na twarzy.Wyjęłam z torebki lusterko.A gdzie ten Theo?.Niebo było zachmurzone.Poszłam pod budynek Arsenalu.Z daleka zauważyłam sylwetkę Wojtka!Szedł w stronę samochodu.Chyba mnie nie widział.Na ławce siedział facet w czarnej kurtce,gapił się na ekran telefonu.Podeszłam do niego.
  -Theo Walcott?-zapytałam.Mężczyzna podniósł głowę.Wstał i schował telefon do kieszeni.Uśmiechnęłam się nieśmiało.
  -Tak,to ja.Wojtek mówił,że jesteś ładna ale,że aż tak?-uścisnęłam jego dłoń.
  -Ja ładna?Weź mnie nie rozśmieszaj.-zaśmiał się.Spojrzałam w stronę Wojtka.Gapił się chyba na nas.Modliłam się,żeby tylko tu nie podszedł.Po chwili wsiadł do samochodu i odjechał.Kamień spadł mi z serca.
  -Dlaczego Wojtek jest taki dziwny?-zapytał.i co ja mam mu powiedzieć.Spuściłam głowę.-Zaraz będzie padać,chodź znam świetne miejsce,gdzie można napić się pysznej kawy i spokojnie pogadać.
    Theo miał rację,zaczął padać deszcz.Mała kawiarnia.Usiedliśmy przy stoliku w rogu i zamówiliśmy po kawie i szarlotce.Przytulne miejsce.Od razu polubiłam tego piłkarza.Jest zabawny,miły.
  -No więc,chodzi o to,że...yyyWojtek ma 18 kwietnia urodziny.Jest impreza w klubie i powinnaś tak być.-powiedział.-Nie odzywacie się do siebie,nie wiem dlaczego ale musisz być.Na pewno bardzo Wojtek tego chce.-upił łyk kawy.
  -Ale,ja po co tam?A jakby Wojtek chciał żebym była ta tej imprezie to by zadzwonił!
  -Nie znasz Wojtka?Nie wie pewnie co powiedzieć.Palnął jakąś głupotę,ale to nie jego wina,że jest taki.No proszę.Poznasz resztę chłopaków.I najważniejszą osobę!Moją dziewczynę Laurę.Wojtek bardzo dużo opowiadał chłopakom o tobie.
 -A jeśli właśnie,Wojtek nie chcę żebym przyszła?Przecież nie byłam zaproszona,mam się wpraszać?
 -Przyjdziesz ze mną i z Laurą.Poznasz dziewczyny chłopaków.
 -Nie,nie mogę.
 -Myślisz,że tego nie widać?
 -Czego niby nie widać?O co Ci chodzi?-od tej pieprzonej kłótni:rozmowa,myślenie o Wojciechu Szczęsnym kończy się płaczem.
 -Kochasz go!Oszukujesz się i wmawiasz sobie,że on nie jest dla Ciebie.On też Cię kocha!!Powiedz mu,że go kochasz zanim zrobi to inna.-po policzku zaczęły mi lecieć pojedyncze łzy.
 -Theo daj spokój!!
 -Dam Ci spokój jak pójdziesz!
 -No dobrze,niech Ci będzie!
 -Nie będziesz tego żałować!-powiedział ucieszony.-Tylko jest taka jedna sprawa....
 -Jaka?
 -A z resztą nieważne.-uśmiechnął się tajemniczo,nie dopytywałam się.Jak nie chce o tym gadać to nie.

___________________________________________________________________
Szału nie ma.To jest chyba mój najgorszy rozdział.Znów przepraszam,że tak długo nic nie dodawałam.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 13

    -Julka!!!-przytuliła się do cioci.No w końcu w domu.-No ale wyrosłaś!-ciocia Krystyna najdziwniejsza osoba w rodzinie.-Pewnie oglądają się za tobą wszyscy kawalerzy.-zaśmiała się.
   -Co?!Za tym brzydalem?-powiedział Robert.W rewanżu dźgnęłam go w brzuch.
  Poszłam się rozpakować.Od tej pieprzone kłótni nie gadałam z Wojtkiem.Jakoś dziwnie się czuję.Nie żałuję tego co powiedziałam ale tęsknię za tym piłkarzykiem.Nawet mu nie wytłumaczyłam tej sytuacji z Patrykiem.

* * *
  Nienawidzę świątecznych porządków jak chyba wszyscy.Po co sprzątać przed tydzień tylko na kilka dni?Jeszcze do tego angażować do tego całą rodzinę?W moim domu jest taka tradycja:na małych karteczkach zapisane są pomieszczenia i losujemy.Ale ja zawsze muszę sprzątać  łazienkę :(
* * *
  Postanowiłam iść na dziesiątą do kościoła.Mam tylko nadzieje,że będzie mało ludzi.W końcu mogłam się wyspać.Przynajmniej mi ciocia darowała pobudkę o 6:30 z tekstem:Wstawaj!!Święta,a wszędzie bałagan!No wstawaj!!!No naprawdę,dom wariatów.Ale kochanych wariatów.
Wstałam wpół dziewiątej.Co to za kraj?Prawie kwiecień a za oknem śnieg.Po porannej toalecie ubrałam się i zeszłam na dół.Zrobiłam sobie kilka kanapek.Mój ukochany braciszek oczywiście nie chciał mnie zawieść do kościoła.Twierdził,że nic mi się nie stanie jak się przejdę.Fochnęłam się na Roberta.Ale z niego lama!
w kościele
   Ja to zawsze mam głupie szczęście.czy  cała Warszawa chodzi do tego samego kościoła co ja i na tą samą godzinę?Nie miałam zamiaru wciskać się dalej.Stanęłam z tyłu.Przede mną stała jakaś babka,cała wyperfumowana.Wszystkie zapachy się ze sobą zmieszały.Zaczęła robić mi się gorąco,miałam ochotę usiąść.Kręciło mi się w głowie.Ciemne plamy przed oczami i szum w uszach.Potem tylko czułam jak lecę na podłogę.
  -Julka!!!-dostałam w twarz z liścia,i to od kogo?Od Wojtka.Po chwili zorientowałam się,że leżę na Wojtka kolanach,na ławce przed kościołem.Strasznie mnie głowa bolała.Dlaczego on zawsze musi mi pomagać???
  -Mocniej się nie dało?!-zapytałam z wyrzutami bramkarza.Popatrzyłam na niego wrogo,powracając do normalnej postawy siedzącej.-Co się stało?
  -Zemdlałaś.-powiedział Szczęsny.W pobliżu nikogo nie było.Wojtek przykucnął przede mną.Pod ławką stały dwa średniej wielkości koszyki.-Dobrze się czujesz?!-zapytał troskliwie.To było nawet miłe.Nie chcący    
  przewrócił mój koszyk.Zawartość była na całym chodniku.
   -Uważaj!!-warknęłam.Nawet nie wiem co mnie napadło,żeby nawrzeszczeć na biednego Wojtka.-Ślepy jesteś?
   -Przepraszam,nie zauważyłem twojego koszyka.-powiedział zbierając święconkę.
  -Nie zauważyłeś,tak jak twoi pożal się Boże koledzy z reprezentacji piłki i bramki rywala?!-powiedziałam
  -Wiesz daruj sobie te docinki!Co Ci się nie podobało w tych meczach?!-zapytał.
  -Po za tyłkiem Koseckiego to wszystko.-Wojtka zamurowało.-Szkoda też,że ten Sanmaryńczyk nie wbił gola.Ale wiesz...
  -Co?!-zapytał.
  -Dobrze,że na żadnym meczu nie broniłeś.Byłoby jeszcze gorze.-powiedziałam.Aj,ugryzłam się w język.Przesadziłam.
  -Jesteś kobietą,nic nie wiesz o piłce!-powiedział wkurzony.
  -No tak,jestem kobietą.Ale umiem czytać i wiem,że już zapomniałeś jak wygląda bramka Arsenalu.To prawda?!-zapytałam.To było trochę chamskie.
 -Nie twoja sprawa!-krzyknął.
 -Czyli prawda.Co się tak denerwujesz?!Uważaj bo Ci żyłka pęknie.Mała dziewczynka się zdenerwowała,o jejku.-pogłaskałam go po głowie i zaczęłam się śmiać.
 -Posłuchaj suko,jeszcze jedno słowo a pożałujesz!-przybliżył się do mnie.Zadrżałam.Przez moment się go przestraszyłam.
 -Grodzisz mi?!-zapytałam.
 -Ja tylko ostrzegam.
 -Aha,fajnie.Wracaj do piaskownicy dziewczynko.-złapał mnie za rękę.-Puść!Bo zacznę krzyczeń!!-popatrzyłam mu prostu w oczy.Był mega wkurzony.Po dłuższej chwili mnie puścił.
 -Dziewczyno,jeszcze raz palniesz coś,a będzie źle.-powiedział to,tak,że przez moment przestraszyłam się.Był do tego zdolny.Była przestraszona,wkurzona i jednocześnie sprawiało mi frajdę,ta kłótnia z nim.-No chodź,zawiozę Cię do domu.-powiedział opanowany wstając.
  -Nigdzie z Tobą nie jadę!-powiedziałam.Było zimno ale i tak nie miałam zamiaru wsiadać do jego pieprzonego samochodu.
  -Julka,nie wygłupiaj się!No wstawaj!-rozkazał.
  -Nie traktuj mnie jak dziecko!Nie jesteś moim ojcem!!-krzyknęłam.
  -To nie zachowuj się jak dziecko!!Cały czas marudzisz!To jest nie do wytrzymania.-ryknął.Czy ja zachowuję się jak dziecko?!Wyjęłam telefon i wybrałam numer do Roberta.Do dłuższej chwili się rozłączyłam.Mojego brata,namówienie na coś graniczy z cudem.Wiem,że ma wiele własnych spraw,niedługo zostanie ojcem.Nie mogę w każdej sytuacji do niego dzwonić ale wtedy musiałam.
   -Możesz już iść,poradzę sobie!!-powiedziałam wstając.Po 15 minutach przed bramą główną,pojawił się Robert.
 Robert został na dworze.Musiał sprawdzić coś z silnikiem.Takie zimno,a temu się zachciało sprawdzać stan samochodu.Masakra. Weszłam szybko do domu.Zauważyłam ciocię Kryśkę odkurzającą dywan i podśpiewującą pod nosem ''Ave Maryjaaa''.Wyglądało to śmiesznie.Poszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko.Od niechcenia wzięłam telefon.Same SMS-y z życzeniami.Chociaż,że dochodziła 12 to zasnęłam.



Wojtek

 Wszedłem do domu.Byłem wkurzony na tą dziewczynę.Miałem ochotę naprawdę zrobić jej krzywdę.Ona doprowadza mnie do szału!!Gorsze jest to,że ja kocham tą wariatkę.Ale chyba potrzebujemy oboje czasu.
  -Synu drogi...-zaczęła mama.-z łaski swojej mógłbyś nie trzaskać tak drzwiami?!-powiedziała pijąc kawę.Zadzwonił telefon.
 -Halo?Wojtek?-słyszałem w słuchawce Camillie.Camillie to chyba dziewczyna na chwilę.-Skarbie jesteś?
 -Tak,tak jestem.Co tam u Ciebie kochanie?-zapytałem sztucznie.
 -A nudy,bardzo za Tobą tęsknie.Kiedy przylecisz?-zapytała.Camillie przypomina trochę lalkę barbie.
 -Wisz co muszę kończyć.Pa.- chciałem jak najszybciej skończyć tą rozmowę.Jeszcze w dodatku całej rozmowie podsłuchiwała  mama.
 -Kocham Cię.
 -Ta no.-rozłączyłem się.
 -Rozmawiałeś z tą Julią?-zapytała mama.
 -Niestety nie.-posmutniałem.
 -To z kim rozmawiałeś?-zapytała.Dlaczego matki chcą wszytko wiedzieć?!
 -Yy.z koleżanką.-powiedziałem bez przekonania.
 -Z koleżanką?A z tą Julką już nie utrzymujesz kontaktów?-zapytała.
 -Nie no,utrzymuję.Ale to też jest tylko koleżanka!-powiedziałem.
 -To ta dziewczyna,z którą rozmawiałeś,to kto to jest?-zapytała.Widać po niej było.że zaczyna się w tym wszystkim gubić.Nie tylko ona.
 -Camillie.To....to moja dziewczyna.-powiedziałem zamyślony.
 -To ja już nic nie rozumiem!Sypiasz z Camillie ale kochasz Julię?-zapytała.
 -Wszytko na to wskazuje.Popieprzone to trochę.-stwierdziłem.
 -To nie możesz powiedzieć Julce,że ją kochasz i zostawić tą drugą?!
 -Myślisz,że to jest takie proste?-zakpiłem.
 -A nie?
 -A no nie.Julka jest tak uparta,że nie da się z nią normalnie porozmawiać!Jest wkurzająca, pyskata, mówi wszystko co jej tylko ślina na język przyniesie nie myśląc czy urazi kogoś,nie przejmuje się opinią innych.Robi to co chce i jak chce.I zawsze postawi na swoim.-wymieniłem wady dziewczyny.
 -No to chyba pasujecie do siebie.Może właśnie za to wszystko ją kochasz?!Ale i tak,Cię pociąga.-powiedziała.Zamieszała mi tym wszystkim w głowie,że nie wiem teraz co myśleć.


Julka

  Oczywiście nie mogło się obejść bez badań.Na szczęście wszystko w porządku.Mam niewielkiego siniaka ale będę żyć.I tak nie byłam sobą.Niby wszystko po staremu,ale jednak inaczej.Dziś lany poniedziałek.Wszyscy szczęśliwi,więc nie mogę im psuć zabawy.Uśmiecham się,żartuję,lecz gdy zostaję sama chce mi się płakać.Dlaczego?Też się zastanawiam.Pierwszy raz żałuję tego co powiedziałam.W dodatku jemu.
Popołudnie,już kilka razy się przebierałam.Musiałam siedzieć przy stole wysłuchiwać,tysięczny raz jak dziadek opowiada historię jak to spotkał babcię,jak się w niej zakochał od pierwszego wejrzenia i tak dalej.1 kwietnia babcia i dziadek wzięli ślub.Najchętniej bym poszła do swojego pokoju,założyła słuchawki na uszy i odcięła się od rzeczywistości.
 -Jutro będziemy mieć gościa.-powiedział poważnym głosem tata.
 -Ale kto to będzie?-zapytał Robert.
 -Jutro się dowiecie.-powiedział z cwanym uśmieszkiem.
 Dzięki tacie,nie myślałam o Wojtku,tylko o tym tajemniczym gościu.Ale i tak to pewnie żart na prima-aprilis.        
Uśmiechnęłam się do ekranu telefonu.<Jak się czujesz?Wojtek>.Odpisałam mu szybko,nie chciałam nic więcej pisać,dzwonić bo nie chcę znów się kłócić.
następnego dnia
  A jedna to nie były żarty,za godzinę przyjdzie tajemniczy gość.Tata od rana kręci się po kuchni.Sam robi kolację.Cyba to ktoś ważny dla niego,skoro mój tatuś się strasznie stresuje.A to ma być tylko ja,Robert,Beata,on i ten gość.
 Ubrałam się i zeszłam na dół.Dochodziła 19 a gościa jak nie było tak nie ma.Kwadrans później,zadzwonił dzwonek do drzwi.Tata poszedł otworzyć.Odruchowo poprawiłam włosy.Po chwili,tata pojawił się z tajemniczym gościem.Wszystkim kopara opadła.Przede mną stała kobieta po czterdziestce w kremowej sukience,w spiętych w kok włosach.
 -To jest Weronika.-przedstawił ją.-Moja narzeczona.
 -Twoja co?-zapytałam zdziwiona.Mój tata się zaręczył?I ja nic o tym nie wiem?
 -Moja narzeczona.-przysunął pani Weronice krzesło.Atmosfera była bardzo napięta.Cisza,najgorsza rzecz,jaka może się zdarzyć przy kolacji.Nikt się nie odzywał.Tata i jego ''narzeczona''porozumiewali się mimiką.Robert i Beata co chwilę spoglądali na narzeczonych a to na mnie,lub na siebie. 
 -To gdzie się poznaliście?-przerwałam krępującą ciszę.
 -W...internecie.-wydukał tata.Wyplułam całą zawartość wody mineralnej na siedzącego na prosto mnie Roberta.
 -Że gdzie niby?-zapytał jeszcze raz Robert.
 -No,na portalu randkowym.Zaczęliśmy pisać e-maile a potem jakoś tak poleciało.-powiedziała pani Weronika.
 -A ile się już znacie?-zapytałam.
 -Hmm,chyba półtora roku.-powiedzieli w raz.
 -Czym się pani zajmuje?-zapytałam.
 -Jestem psychologiem.Mam własny gabinet,w centrum Warszawy.
 -Ma pani dzieci?
 -Co to przesłuchanie?-wtrącił się tata.
 -To nie jest żadne przesłuchanie!Po prostu chcę się więcej dowiedzieć o twojej narzeczonej.Nie mogę?No wybacz ale zaręczasz się,twoja rodzina nawet nie wie,że się kimś spotykasz.Jakbyś się poczuł??Jeszcze od tak przyprowadzasz swoja narzeczoną!-krzyknęłam.
 -Przecież ją właśnie zaprosiłem.-powiedział tata.
 -To co,łaskę nam robisz,że ją w ogóle przyprowadziłeś?Ale nawet dobrze,że teraz a nie po ślubie!!-odeszłam od stołu i pobiegłam do swojego pokoju.Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać.Od kilkunastu dni najlepiej mi wychodzą kłótnię o byle co.Najpierw Wojtek,Yo,nawet z Kaśką się pokłóciłam,a teraz jeszcze z tatą.Nie wiem co się ze mną dzieje.

____________________________________________________________________
Przepraszam za tak długą nieobecność.Rozdział taki sobie.Mam dużo wolnego więc postaram się częściej dodawać rozdziały.Jeśli ktoś by chciał żeby go informować o nowych rozdziałach to niech mi da numer gg,swój e-mail,lub na blogu.
Miłego czytania :P

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 12

lotnisko  7 marzec
 -Aaaaa,ale się stęskniłam!!-rzuciłam się na naszyję przyjaciela.
   -Julka weź,ważysz chyba z dwie tony.-zaczął jęczeć.
   -No wiesz...-powiedziałam naburmuszona.-ranisz.
   -No już,śliczna dziewczynka z Ciebie.-powiedział głaszcząc mnie po głowie.-Ale nigdy nie dorównasz mojej urodzie.-powiedział z dumą.
   -Chłopczyku pociągasz mnie jak ogórki kiszone w czasie ciąży.-zaśmiałam się.
   -Chodźmy już.-powiedział urażony.Wziął swoją czarną walizkę i skierowaliśmy się do wyjścia.
Na zewnątrz czekała już taksówka którą dojechali do mieszkania.
   -Przeszukałam jej rzeczy i znalazłam dwa mniejsze woreczki.-powiedziała wyjmując klucze z torebki.Weszliśmy do mieszkania..Kasi jeszcze nie było.Poszła do biblioteki.-Na ile przyjechałeś?-zapytałam        
kładąc na blacie dwa kubki gorącej herbaty z cytryną.
   -Dopiero co przyjechałem a ty już się pytasz kiedy wyjeżdżam?Lepiej mi powiedz gdzie ja będę spał?-zapytał upijając łyk herbaty.
   -Yyy,na kanapie?-to było chyba oczywiste.
   -Ale wy nie macie dodatkowego kompletu pościeli.-podkreślił Patryk.No faktycznie nie mamy.
   -Trudno będziesz spał pod kocem.-odparłam.
   -Nie!Ja śpię z tobą.-powiedział uśmiechając się głupkowato.
   -Jeszcze to uzgodnimy.-zakończyłam rozmowę bo wróciła Kasia.Trzymała w ręku kilka książki.Położyła je na szafce i przywitała się z Patrykiem.Była zdziwiona jego wizytą.

    Patryk otworzył drugą butelkę wina.Nasz plan jest prosty:upić ją żeby nam wszystko wyśpiewała.Niestety Kaśka jak na razie opowiada jakieś historię z czasów licealnych.
Pochodziła czwarta w nocy.Wino się skończyło.Pora iść spać.
   -No to z kim śpię?-zapytał Patryk ledwo stojący na nogach.
   -Śpisz z Julką.-powiedziała Kasia.
   -Nie!On mnie zepchnie z łóżka!!-protestowałam.
   -Ale ty masz szersze łóżko od mojego.-odparła Kasia.
   -Czyli postanowione śpię z Julcią.-powiedział Patryk.



Wojtek
następnego dnia
   Ostatnio Julka zostawiła u mnie skórzane rękawiczki.Postanowiłem jej oddać i przy okazji złożyć jej i Kasi  
życzenia z okazji dnia kobiet.Pretekst żeby zobaczyć ją.Zapukałem do drzwi.Otworzyła Kasia.Wręczyłem  jej czekoladki i bukiet tulipanów.
   -A gdzie Julka?-zapytałem
   -Śpi jeszcze,przepraszam ale śpieszę się na uczelnie.Jak chcesz to obudź tego śpiocha.-szybko założyła płaszcz,buty i wyszła.Otworzyłem drzwi do pokoju Julki.Nigdy bym nie przypuszczał,że zastanę tam taki widok.Julka leżała wtulona w jakiegoś faceta.Miałem ochotę trzasnąć drzwiami i wybiec.Zacząłem się cofać żeby ich nie obudzić.Niestety nie zauważyłem walizki stojącej koło drzwi.Przewróciła się,robiąc spory hałas.
   -Co tu robisz?-zapytała Julka przecierając oczy.
   -Ja już wychodzę,cześć.-wyszedłem z mieszkania.Boże ale ze mnie kretyn.Mogłem się domyślić,że kogoś ma.Ale i tak czuję się oszukany.A może ona kręciła z dwoma.A niby taka niewinna.Skrzywdzona przez faceta.Nie chce się wiązać.Co za ściema.
Wsiadłem do samochodu i pojechałem na trening.

Julka
  -Kto to był?-zapytał Patryk.
  -Nieważne.Wstawaj jest dziś dzień kobiet.Śniadanie do łóżka chcę!!-zepchnęłam przyjaciela na podłogę.Patryk zniknął gdzieś w kuchni.Spojrzałam na zegarek dochodziła trzynasta.Kaśka pewnie poleciała na wykłady.Musimy dziś z niej wszystko wydusić!!-Jak tam moje śniadanie?-wstałam i poszłam do kuchni.Patryk w samych bokserkach robił mi śniadanie.Hahaha,i dziw się kobieto,że Wojtek mógłby to dwuznacznie zrozumieć.Jakoś mu to wytłumaczę.
  -Od kogo te kwiaty?-zapytał kładąc na stole talerz przypalonych naleśników.Poprawka:talerz spalonych naleśników.Wzięłam leki na ból głowy i popiłam je hektolitrem wody.
  -A co zazdrosny jesteś?-zaśmiałam się.
  -Ja zazdrosny?Pff,po prostu się pytam.Nie można?-fuknął.
  -Oczywiście,że można.Kwiaty są od kolegi.-powiedziałam
  -Od kolegi powiadasz...-uśmiechnął się głupkowato.
  -Możemy zmienić temat?Chyba mamy duży problem.
  -To o której nasza narkomanka wraca?-zapytał
  -Ona nie jest żadną NARKOMANKĄ!!!!Nie mów tak o niej!-warknęłam.Staram się nie osądzać ludzi nie mając dowodów.No narkotyki w jej rzeczach o niczym nie świadczą.
  -Julka nie broń jej!Wiesz,że na pewno ma coś na sumieniu!-nasza spokojna rozmowa zamieniła się w
kłótnie.-Ty zawsze byłaś jak matka Teresa!
  -Zamknij się i wpierdzielaj te naleśniki!!-zabrałam kubek z kawą i poszłam do swojego pokoju.


* * *
  -Co tak siedzicie?!-powiedziałam Kasia zdejmując buty.Przez kilka godzin nie gadałam z Patrykiem.W ciszy czekaliśmy na Kasię.Nawet nie chciało mi się ubrać.Siedziałam na kanapie latając po programach,a Patryk czytał jakąś książkę.-Pokłóciliście się czy co?!-powiedziałam radośnie.
   -Nie skądże,musimy pogadać.Siadaj.-powiedział poważnym głosem Patryk i usiadł koło mnie.Wyjął z kieszeni trzy woreczki białego proszku.Od razu humor blondynki uległ zmianie.Usiadła na fotelu.-Teraz się tłumacz.
   -Ej,no co wy?!Myślicie,że jestem jakąś ćpunką?!-wybuchnęła wymuszanym i sztucznym śmiechem.-Po prostu taki jeden kolega z roku poprosił mnie żeby je na kilka dni przetrzymała.No on miał jakiś kocioł w domu.Sami rozumiecie.-powiedziała przyjaciółka.
   -No jasne,że rozumiemy.-powiedziałam ironicznie.-A jak ma ten kolega na imię?-zapytałam.-Jak jest z roku to na pewno go znam.
   -Yyy,znaczy się z innego roku.Pomyliłam się.-zarumieniła się.Zawsze robiła się jak burak gdy kłamała albo gdy coś przeskrobała.Zna ją bardzo dobrze.-A tak w ogóle to dlaczego szperacie w moich rzeczach?!
   -Znalazłam gdy sprzątałam.A tak na marginesie to jeden woreczek był w moich spodniach,więc przykro mi bejbe.-powiedziałam.
   -Ale i tak jutro już mu oddam wszystko.To chyba tyle w tym temacie.Coś jeszcze na mnie macie?!-powiedziała Kaśka.
   -Naprawdę urzekająca byłą twoja historia!-powiedział Patryk.-Ale teraz chcemy poznać prawdziwą wersję.-dziewczynę zatkało.
   -To jest prawdziwa wersja!!!-warknęła.-Ja nie ćpam!!!!
   -Ale my Ci pomożemy!-powiedziałam.
   -Ale ja nie potrzebuję żadne j pomocy!!-trzasnęła drzwiami.
   

   Kaśka jeszcze nie wróciła,boję się czy jej się nic nie stało.Postanowiliśmy z Patrykiem,że damy jej spokój i,że jak będzie chciała to mam sama powie.Nie będziemy jej przecież do niczego zmuszać.
Do Wojtka dzwoniłam chyba ze sto razy,ale on nie odbiera.Mam nadzieję,że przeczytał chociaż jeden z moich sms-ów.No cóż,trochę głupio wyszło.


Wojtek

   -Ej,stary co z tobą?!-zapytał po treningu Theo.-Cały czas jesteś jakiś nieobecny.
   -Wszystko jest dobrze.-uśmiechnąłem się sztucznie.
   -Mnie nie okłamiesz.Jesteś smutny,nie wspomniałeś ani słowem o anielskiej Julii.Kłótnia małżeńska?-zaśmiał się.
   -Weź nawet nie wspominaj o tej szmacie!Niczym się nie różni od Sandry i innych lasek.-powiedziałem.Poczułem wibracje w kieszeni.
Nie odbierasz od mnie telefonów,ale i tak Cię 
dopadnę i będziesz musiał mnie wysłuchać!! 
Julka
   -Uuuu,coś mi się wydaje,że to coś poważnego.To co,idziemy na piwo?-zaproponował piłkarz.
   -Ok.-zgodziłem się.


Julka

   Dochodziła dwudziesta druga.Postanowiłam pójść do Wojtka.Może już wrócił z treningu.Ubrałam się i wyszłam.Patryk oglądał jakiś film,Kaśka niedawno wróciła,jest obrażona na cały świat i zamknęła się w pokoju.Na zewnątrz czekała już taksówka.Było zimno.
Zapukałam do jego drzwi.Czekałam,czekałam,czekałam.Po dłuższej chwili otworzył te cholerne drzwi.
  -W końcu!-weszłam do jego mieszkania.Było to trochę niegrzeczne ale cóż nie lubię rozmawiać na progu,bo zapewne by mnie nie wpuścił dalej.
  -Czego chcesz?-zapytał oschle,siadając na kanapie i spuszczając wzrok.
  -Dlaczego nie odbierasz telefonów?!-zapytałam.
  -A co miałaś mi do powiedzenia?-zapytał wlepiając swoje ślepia w ścianę.
  -Posłuchaj piłkarzyku,zachowujesz się jak jakaś księżniczka!Strzelasz fochy kiedy Ci się tylko zachce.Marudzisz,wkurzasz i jak zobaczysz dwuznaczną sytuację nie odbierasz telefonów!-warknęłam.
  -Skończyłaś?!-zapytał obojętnie.-Wyjdź i nie traktuj mnie jak dziecko!
  -To nie zachowuj się jak dziecko!!
  -Weź,czy ty wiesz jak to wyglądało?!Niby taka zdradzona,skrzywdzona,zachowujesz się jak ofiara.A tak na prawdę zachowujesz się jak tania dziwka!!Wskakujesz pierwszemu lepszemu facetowi do łóżka.A jak Cię pocałowałem to było niewiadome co!A teraz odstawiasz jakiś cyrk!-zaczął krzyczeć.
   -Pfff,a kto mówił nie jesteś dla mnie obojętna i inne głupoty.Przyznaj się chciałeś mnie przelecieć!!-zaczęłam chodzić w kółko.
   -Ale to ty mierzysz wszystkich swoją miarą.Nie dziwię się,że twój były Cię zdradził i się rozstaliście!W sumie to go podziwiam!!Ja bym nie wytrzymał z tobą tyle czasu!!Ja wkurzam i marudzę?!To ty wybrzydzasz i irytujesz wszystkich!!Za wszelką cenę chcesz postawić na swoim.Nawet mnie teraz wkurzasz tym swoim chodzeniem w kółko!!Przestań do cholery!!-na złość mu jeszcze głośniej chodziłam.
   -Te twoje byłe dziewczyny, to chyba nie miały nóg!!Masz może jakieś zaburzenia psychiczne jak Cię denerwuje chodzenie.-powiedziałam wkurzona.
   -A może chcesz mi wybrać dziewczynę?!Ty chyba jesteś jakąś kosmitką!!!Każdego doprowadzasz do szału!!Jesteś sztuczna i fałszywa!Ta restauracja jest za droga,nie mogę przyjąć takiego drogiego prezentu!!Wszystkim laskom chodzi tylko o kasę!!-ta kłótnia prowadziła donikąd lecz chciałam mu wygarnąć co o nim myślę!
   -Moja wina,że jesteś taki naiwny i dajesz sobą manipulować?!Te laski znają twoje słabe strony i to wykorzystują.A ty dajesz się wydajać tym dziewczyną jak młoda jałówka!!-zaśmiałam się.
   -Wiesz może jesteś ładna ale z takim charakterem to nigdy nie znajdziesz chłopaka,nie mówiąc już o poważnym związku!!-krzyknął Staliśmy na prosto siebie.
   -Trudno zostanę starą panną!!Nie martw się o mnie piłkarzyku!!Ale ty na pewno się szybko pocieszasz!W dupie mam z kim się bzykasz!!!Ale nie możesz osądzać ludzi po kilku miesiącach.Nawet pół życia czasem nie wystarczy alby poznać kogoś!!-wybiegłam z mieszkania bramkarza.Nie miałam zamiaru wysłuchiwać jego gadania.Po policzku zaczęły mi spływać pojedyncze łzy.Usiadłam na krawężniku i zaczęłam szlochać.Dlaczego płakałam?Spojrzałam w górę.W oknie stał Wojtek.Wstałam wytarłam zły i poszłam.Do mieszkania miałam duży kawałek.Przez całą drogę ryczałam.Uspokoiłam się trochę.Starałam się jak najszybciej znaleźć się w łóżku.Bezszelestnie weszłam do mieszkania.O mały włos a zgniotłabym Patryka który zasnął na kanapie.Przykryłam go kocem i poszłam do łazienki.


_____________________________________________
 Wybaczcie za tak długą nieobecność.Szkoła.Fajnie,że tak dużo osób czyta te wypociny.Przeżyliście jakoś święta?!
Miłego czytania ;P

poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 11

   -Ale na pewno to nie mąka?-dopytywał się Patryk.On chyba nie brał na poważnie tego,że Kaśka jest narkomanką.Głupio tak podejrzewać o takie rzeczy przyjaciółkę ale ja się o nią po prostu martwię.Czy to źle?
   -Weź się uspokój!-warknęłam na przyjaciela.-Proszę przyjedź!Przecież musimy to wyjaśnić.
   -Sama nie możesz z nią porozmawiać?-zapytał.
   -Jesteście chyba przyjaciółmi nie?!Co mam powiedzieć?,,Siema Kasia,znalazłam u Ciebie woreczek z narkotykami.Chcesz o tym pogadać?"Proszę!-powiedziałam błagalnym głosem.
   -Hmm,zrobimy to inaczej.Przyjadę za niedługo,ale ty musisz zacząć ją podpytywać.Ok?-zaproponował.
   -Ok.Muszę kończyć Kaśka wróciła.Zadzwonię.Pa.-rozłączyłam się.-Siema!-powiedziałam do przyjaciółki.Próbowałam być naturalna,taka jak zawsze,jakbym o niczym nie wiedziała.
   -Cześć,z kim gadałaś?-zapytała kładąc zakupy na blacie.
   -Yyy,-zawiesiłam się na moment -z Patrykiem.
   -I co u niego?-zaczęła się dopytywać.
   -A co ma być?Nudy.Pozdrawia Cię.-uśmiechnęłam się sztucznie.-Głodna jestem,kupiłaś coś dobrego?-zmieniłam temat.Podeszłam do blondynki i zaczęłam szukać czegoś w lodówce.
   -Ach,wiecznie nienajedzona.-zaśmiała się.-Mogą być parówki?
Podczas konsumowania parówek zaczęłam składać wszystkie fakty w całość.A więc: ja wróciłam wcześniej ona została w Polsce-przynajmniej tak mówiła.Kaśka zdała sesję na piątkę choć w ogóle nie widziałam jej z książką,ja na głupią tróje.Ale skąd miałaby towar?Większość czasu spędza ze mną i Yo.Yo jest dilerem?O mój Boże!Coś mi się już chyba pieprzy od tych parówek.
   -Ej,Julka słuchasz mnie w ogóle?-oderwałam się od talerza i popatrzyłam na przyjaciółkę.-Co z tobą?
   -Hę?Zamyśliłam się.O czym mówiłaś?-zmieszałam się.
   -Nie ważne.Pewnie rozmyślasz o Wojtku!-powiedziała uśmiechając się głupkowato.
   -Ta,no bo nie mogę już myśleć o czym innym tylko o jakimś piłkarzyku.-popatrzyłam na przyjaciółkę.-Ach,Kasieńko nie będę tego komentować.-dziewczyna pokazała mi język.


14 luty.

Boże dziś walentynki,dzień kretyna i kretynki.Symbolicznie dostałam lizaka w kształcie serca i małą,czerwoną różyczkę.Ale nudy.
Po zajęciach wyszłam przed uczelnię.Kaśka już na mnie czekała. Musiałam się wrócić po książkę,którą zostawiłam na parapecie.Kaśka śmiałą się wniebogłosy.Stała razem z....Wojtkiem?!Ta,pewnie jej opowiada jeden z tych chamskich kawałów.Ale co ten koleś tu robi?
   -Cześć.-powiedziałam podchodząc do nich.-Co tu robisz?!-zwróciłam się do bramkarza.
   -Witaj,przybyłem Cię porwać.To jak moja ty księżniczko?-zatrzepotał swoimi oczkami.
  -Twoja księżniczka jest głodna i nie ma ochoty szwendać się po mieście.A tak w ogóle jestem zajęta.-powiedziałam zadziornie.
  -Nie no,spoko Julka idźcie!-powiedziała Kaśka.
  -No to załatwione zapraszam.I nie ma żadnego marudzenia.-z niezadowoleniem wsiadłam  do samochodu piłkarza.
W samochodzie nie miałam ochoty z nim rozmawiać.Nie lubię takich sytuacji.Planuję sobie dzień, a tu wielki książe wtrąca się.Tak się po prostu nie robi.Wojtek próbował nawiązać rozmowę,ja tylko odpowiadałam pół słówkami.Byłam mega głodna.Nagle zaburczało mi w brzuchu.Wojtek uśmiechnął się głupkowato.
  -No co?!Od rana nic nie jadłam!-fuknęłam na bramkarza.Dochodziła czternasta, a ja tylko wypiłam kawę.Aby zagłuszyć burczenie włączyłam radio.Zaczęłam skakać po stacjach,szukając jakiegoś fajnego kawałka.W końcu znalazłam fajny utwór.Wokalistka nawet nie dośpiewała do refrenu gdy Wojtek przełączył na jakiś głupi rockową piosenkę.Zaczęliśmy przełączać aż w końcu radio zaczęło szumieć.-No i zepsułeś!-powiedziałam patrząc się przez szybę samochodową na londyńskie ulice.
   -Ja,że niby ja zepsułem?!Nie rozśmieszaj mnie.-powiedział podirytowany.Słodko wyglądał jak się denerwował.Zatrzymaliśmy się przed jedną z najdroższych restauracji w Londynie.Wyszłam z samochodu.Wojtek wręczył mi bukiet z żółtych tulipanów.
   -Z jakiej to okazji?!-powiedziałam zdziwiona.
   -No jak to z jakiej?-popatrzył na mnie jak na jakąś debilkę.-Dziś są walentynki.
   -Ale chyba single nie obchodzą tego święta.-weszliśmy do lokalu.Wnętrze wyglądało 100 razy lepiej niż po rewolucji Magdy Gessler.Ładna,pozłacana,błyszcząca zastawa.Nie lubię takich miejsc.Wole skromne,ciche miejsca.Usiedliśmy przy jednym ze stolików.Kelner przyniósł wazon i wstawił bukiet.-Wojtek,-powiedziałam zmieszana-a nas stać na takie cholernie drogie restauracje?-chłopak popatrzył na mnie.
   -Julka nie martw się,ja Cię zaprosiłem i to moja sprawa o rachunek.-popatrzyłam na niego z niezadowoleniem.
   -A ja może nie lubię takich miejsc.-poskarżyłam się bramkarzowi.-Może pójdziemy gdzie indziej?-zaproponowałam.
   -Zjemy tutaj.-zdecydował.-Nie chcę,żebyś mnie ogłuszyła swoim burczeniem.-zaśmiał się.Popatrzyłam na niego z lekką złością w oczach.Kelner przyniósł menu.Zamówił jakieś nie do wymówienia danie,bez wahania zamówiłam to samo.Zaspokoiłam swój głód.
   -Dlaczego nie lubisz walentynek?-zapytał bramkarz.
   -Nie,że nie lubię tylko przecież ja nie mam z kim spędzać tego święta.To dzień zakochanych.-wyjaśniłam
   -Gdy byłaś z chłopakiem obchodziłaś je?-brnął dalej.
   -Nie,jak dla mnie to jest głupie święto.Czy tylko w jednym dniu trzeba dać komuś kwiatka?Wyznawać sobie miłość,robić jakieś niespodzianki,prezenty?Po co to?Czy tylko w jednym dniu trzeba takim być?Chyba raczej przez cały rok.-powiedziałam.-A ty obchodzisz walentynki?
   -Gdy miałem dziewczynę obchodziłem,w zasadzie gdybym zapomniał była by wielka afera i foch na tydzień.-wytłumaczył.
   -Dziwna ta twoja dziewczyna była.Jak mogłeś z nią być tak długo?
   -No wiesz kochałem ją,nie widziałem po za nią świata.Lecz wcześniej czy później musiałem przejrzeć na oczy.-powiedział.
   -Nadal ją kochasz?Może chciałbyś być z nią,mimo jej wad.Może ma jakieś zalety?-rozmowa robiła się coraz ciekawsza.
   -Nie kocham jej,znalazła sobie już chłopaka.Wiem,że to nie jest dziewczyna dla mnie.-odparł.
   -To nie jest dziewczyna dla mnie.-powtórzyłam po bramkarzu.-Dla Ciebie jest pewnie wysoka,szczupła blondynka z niebieskimi oczami i śnieżnobiałymi zębami?Jednym słowem ideał?
  -Ideały nie istnieją.-powiedział.-Zbieramy się.-Wojtek uregulował rachunek i wyszliśmy.Na dworze było mega zimno.
  -A gdzie teraz jedziemy?-zapytałam zapinając pas.
  -Zobaczysz.-powiedział tajemniczo.
Pół godziny później zatrzymał się przy...lodowisku!!Ludzie wszystko tylko nie lodowisko.Moja mina zrzedła.
  -No wysiadaj!-powiedział opinając pas.Ja nie miałam zamiaru się ruszać.Wysiadł z samochodu i otworzył drzwi od mojej strony.-Ruchy!-powiedział wesoło.
  -Ale ja nie umiem jeździć na łyżwach.-przyznałam się.
  -No problems,nauczę Cię.-powiedział.Skierowaliśmy się w stronę kasy.
Zasznurowałam łyżwy i malutkimi kroczkami zaczęłam zmierzać ku Wojtkowi stojącemu na środku lodowiska.Kiedyś gdy byłam mała mnie i Roberta tata zabrał na lodowisko.Robert od razu załapał z czym się to je,gorzej było ze mną.Już prawie utrzymałam równowagę,gdy jakiś grubas wjechał na mnie.Ten tłuścioch złamał mi rękę.I od tego dnia nienawidzę lodowisk i grubasów na łyżwach.Podeszłam do barierki.Weszłam na płytę lodową cały czas trzymając się kurczowo barierki.Wojtek świetnie sobie radził.Podjechał do mnie.
  -Zasada I:Sprawdź czy twoje łyżwy są dopasowane.Zasada II:Naucz się upadać.-po jego słowach wytrzeszczyłam oczy.-Zasada III:Następnym etapem jest utrzymanie równowagi.-po 15 minutach opanowałam równowagę.-Chodź!-złapał mnie za rękę i kazał ją położyć na swoim biodrze.-Teraz przesuwaj nogę tak jak ja.-po kilkunastu minutach załapałam wszytko.Po mało zaczęłam sama jeździć,lecz Wojtek cały czas był koło mnie.Nie obeszło się bez upadków.Moje pośladki przeżyły tortury.
  -Zimno mi!-powiedziałam.Niestety nie miałam czapki.Już zaczynałam kaszleć.
  -To co nic nie mówisz?!-zdjął swoją czapkę i założył na moja głowę.No w końcu!!Ale i tak mnie to nie uchroni przed przeziębieniem.
Bawiliśmy się w berka,zaczęłam się rozpędzać,Wojtek już mnie doganiał.Byłam sprytniejsza.Oddaliłam się nieco od chłopaka.Nie zauważyłam stojącego przed mną mężczyzny i wjechałam w niego.Cholernie bolała mnie kostka.Wojtek zabawił się w doktora House i stwierdził,że będę żyć.Lecz stopa zrobiła się sina.
Wojtek na rękach zaniósł mnie do mieszkania.Na szczęście noga trochę przestała boleć.
Poszłam się przebrać,a Wojtek w tym czasie miał zrobić herbatę.Położyłam się na łóżku.Ból nogi ustępował lecz zaczęła boleć mnie głowa.Po dłuższym czasie pojawił się bramkarz  z talerzem gorącym,pachnącym bulionem.Pyszny.
  -Niech Ci Bóg w dzieciach wynagrodzi.-powiedziałam konsumując zupę.-Twoja żona będzie mieć z tobą raj.-powiedziałam.
  -Gdzie masz termometr?-zapytał.Wskazał mu górną szafkę w kuchni.- 40,1-powiedział poważnie.Szybko zaczął szukać leków na zbicie temperatury.



Wojtek

  Julka zaczęła majaczyć.Położyłem się obok niej.Coś ostatnio zbyt często lądujemy razem w łóżku.Wtuliła się we mnie.
  -Wiesz,źle zrobiłeś rozstawiając się ze mną.Zdradziłeś mnie,nigdy Ci tego nie wybaczę.Jesteś dla mnie nikim.W sumie mogłam Cię zdradzić,jestem nawet ładna.Poczułbyś się tak jak ja.Uwierz mi to nie jest przyjemne uczycie.-czy ona uważa,że jestem jej byłym?
  -Julcia,księżniczko to ja Wojtek!-powiedziałem całując ją w czoło.
  -Ale ty jesteś kochany,twoja żona będzie miała z tobą raz.Zazdroszczę jej,szczęściara.-zaczęła bełkotać.
  -Ale to ty będziesz moją żoną.-powiedziałem cwaniacko.
  -A no to może lepiej.A będziesz mi gotował?-zapytała.
  -Wszystko będę Ci robić.-powiedziałem wesoło.
  -A kupisz mi pieska?-zaśmiałem się cicho.-Kocham Cię.-Po chwili usnęła.Szkoda,że jak się obudzi nie będzie pamiętać o naszej rozmowie.Ostatnie dwa słowa utkwiły mi w głowie.
Ona jest inna,naturalna,jak na ten szalony świat normalna.Niczego nie udaje.Ach,Szczęsny co ona z tobą zrobiła?


__________________________________________
    Siema ludzie.W końcu dodaje!!
Sory,że tak długo ale mi się nie chciało.No cóż szału nie ma.
Miłego czytania ;*

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 10

Siała baba mak,nie wiedziała jak.Dziadek wiedział nie powiedział ,a to było tak: Siała baba  mak,nie wiedziała jak.Dziadek wiedział,nie powiedział,a to było tak...   


     Leżałam na łóżku,gapiąc się bezsensownie w sufit.Minęły już dwa tygodnie od wigilii,a ja już w Londynie.Kaśka przedłużyła sobie święta i wróci w przyszłym tygodniu.Nie lubię jak jej nie ma.Nie ma z kim pogadać.W Londynie nie mam dużo znajomych.Ci nieliczni pewnie teraz wkuwają.Niedługo sesja.Powinnam wziąć książkę i przeczytać chociaż jeden temat,ale mi się nie chce.Od kilku dni próbuje zadzwonić do Wojtka,ale nie mam odwagi.Jest mi strasznie głupio.Zachowałam się jak jakaś kretynka.Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu.Wstałam z łóżka i podeszłam do szafki nocnej.
   -Halo...-odezwał się w słuchawce Yo.-Co tam?
   -Cześć,nudy!Nie uczysz się?-zapytałam wchodząc do kuchni.
   -A pomyślałem,że może pouczymy się razem?Ty przyniesiesz nalewkę wiśniową a ja skombinuję coś do jedzenia?To co piszesz się?-zapytał.
   -Hmm,w sumie co dwie głowy to nie jedna.Tylko nie wiem czy jest jeszcze coś nalewki.Dobra to będę u Ciebie za pół godziny.-powiedziałam zjadając okienko czekolady.
   -Ta,pół godziny?W porywach do trzech godzin.-zaśmiał się głupkowato.
   -Zamknij się mośku!Do zobaczenia.-rozłączyłam się.Zorientowałam się,że pół tabliczki czekolady już nie ma.Od wiosny biorę się za siebie!
Ubrałam się,włożyłam do torby butelkę z nalewką.Szybko przejechałam usta pomadką.Sprawdziłam czy wszystko wyłączyłam,wzięłam z blatu telefon i zamknęłam mieszkanie.Po drodze do głównego wyjścia założyłam czapkę,rękawiczki i włożyłam słuchawki do uszu.Zaczęłam iść w stronę mieszkania kolegi.Zaczął prószyć śnieg.
Cała w śniegu zapukałam do drzwi przyjaciela.Po dłuższej chwili mi odtworzył.Przywitałam się z nim.Strzepałam cały śnieg z siebie na podłogę.
   -A ja dopiero co tutaj posprzątałem!-oburzył się.No przyznaje się specjalnie to zrobiłam.On tak słodko się   wkurza.Japończyk dał mi kapcie i poszliśmy przed telewizor.-Liczyłem ci czas.Niezły wynik 46 minut i 13 sekund.Jak na Ciebie to znakomicie.Parsknęłam śmiechem.Co za kretyn!Yo zniknął w kuchni,po chwili był już z powrotem z kieliszkami.-Miałem robić sushi ale postanowiłem,że zamówimy pizzę.
  -Spoko,a co będziemy robić?Chyba nie masz zamiaru cały czas się uczyć?-zapytałam przeciągając się.
  -Najpierw się trochę pouczymy bo nie chcę znowu obleć następnej sesji.-powiedział.Wyjęliśmy książki i zaczęliśmy pomału przerabiać temat za tematem.Co kilka minut robiliśmy sobie przerwę na kieliszek nalewki.Po czym wracaliśmy do nauki.
Dochodziłam godzina 21.Już trzy godziny wkuwaliśmy,lecz dopalacz się skończył.
   -Nie chce mi się już!-zaczęłam marudzić.-Może koniec tej wiedzy na dziś?-zapytałam zamykając książkę.
   -No mi też się nie chce.-powiedział wyprostowując się.Japończyk poszedł zanieść talerze po pizzy.Po butelce nalewki byliśmy nieco wstawieni.Włączyłam telewizor i zaczęłam skakać po kanałach.
   -Oglądamy powtórkę skoków narciarskich?-krzyknęłam.Yo jeszcze nie przyszedł.-Żyjesz?-po chwili właściciel mieszkania wrócił z chipsami i piwami.Zauważyłam pod nosem wąsy namalowane markerem.Wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
   -Z czego się śmiejesz?-zapytał siadając na kanapie.
  -Przykro mi Małysz już nie skacze.Idź do łazienki i zmyj te wąsy.-zrobił co mu powiedziałam.
Po dwóch godzinach byliśmy już mocno wstawieni.Zaczęliśmy śpiewać.Dochodziła godzina 23:30 postanowiłam się już zbierać.Założyłam kurtkę,czapkę i rękawiczki.Najtrudniej było założyć buty.Nie mogłam utrzymać równowagi.Po dłuższym czasie udało mi się założyć kozaki.Chciałam się pożegnać z Yo ale on już chrapał na kanapie.Wzięłam torbę i zatrzasnęłam drzwi.Postanowiłam pójść na skróty.Szłam przez park,gdyby nie te latarnie to bym nic nie widziała.Szłam zygzakiem.W połowie drogi zaczęłam śpiewać.Na początku zaczęłam cicho podśpiewywać,potem to cichutkie podśpiewywanie zmieniło się w darcie się na całe gardło.
Nagle podeszli do mnie dobrze zbudowani mężczyźni.Zatrzymałam się i zaczęłam gapić się na nich.
   -Dobry wieczór,co pani tutaj robi sama i zakłóca pani ciszę nocną?-powiedzieli poważnie.
   -Nauczono mnie,że nie rozmawia się z obcymi.-wydukałam po angielsku.-To może by się panowie przedstawili?-powiedziałam kiwając się.
   -Policja,pojedzie pani z nami.-powiedział  jeden z policjantów.Złapał mnie za rękę i zaprowadził do radiowozu.
   -Za Narnie!!-krzyknęłam wsiadając do radiowozu.Po dłuższym czasie samochód się zatrzymał.
Kazali mi usiąść na krześle i dać dowód osobisty.
   -Juliet Marszalek,zgadza się?-zapytał jeden z policjantów.Kiwnęłam głową.Dochodziła północ i prawie zasypiałam na tym krześle.Miałam marzenie,żeby znaleźć się w moich cieplutkim łóżeczku.-Jest pani Polką,tak?
   -Zgadza się.-powiedziałam.Drzwi się otworzyły i wleciało zimne powietrze.Wszedł funkcjonariusz z jakimś ogolonym na glacę kolesiem.Policjant oddał mój dowód.
   -Proszę dmuchnąć.-powiedział policjant dając mi alkomat.Dmuchnęłam jak tylko umiałam.Ta może jeszcze będą sprawdzać czy nie jestem pod wpływem narkotyków.Alkomat stwierdził 0,9 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.Włożyłam go do torebki i wstałam.
-Czyli mogę już iść.
   -Nie dostanie pani żadnego mandatu ani grzywny ale proszę zadzwonić po kogoś żeby panią odebrał.-powiedział przysuwając w moją stronę telefon.O Matko Boska !!Jestem jeszcze trochę świadoma ale do kogo zadzwonić?Yo śpi pewnie upity,a w ogóle to głupie,żeby po jednego nietrzeźwego przyszedł drugi nietrzeźwy.Dlaczego Kaśka wraca dopiera za kilka dni!?Po prostu jakaś paranoja!!-Jakiś problem?-zapytał jeden z policjantów.Patrzą się na mnie jak na jakąś wariatkę.Chwyciłam szybko telefon i wybrałam numer.
Pierwszy sygnał...Drugi sygnał...No odbierz!!
   -Halo?-ucieszył mnie zaspany głos Wojtka.
   -Cześć,obudziłam Cię?-zapytałam nieśmiało.
   -Julka?!-[Nie kuźwa święty Mikołaj!]-Co to za numer?Nie obudziłaś mnie.Coś się stało?-zapytał.
   -Yyy,Możesz po mnie przyjechać...-urwałam na moment.-na komisariat policji?-usiadłam na krześle i oparłam się łokciem.
   -Ale Julka,coś się st...
   -Nic się nie stało,dobra już poradzę sobie.Cześć.-przerwałam bramkarzowi.
   -Będę za chwilę.-powiedział szybko.-oddałam słuchawkę policjantowi.
Minęło piętnaście minut,pół godziny...A Wojtka nie ma.Może jest właśnie taki jak myślałam?Głupi, chamski, przemądrzały,wredny Wojtek.Zaczęłam spacerować po korytarzu,żeby nie zasnąć.Dochodziła pierwsza w nocy.Otworzyły się drzwi.
   -Dobry wieczór.-usłyszałam głos Wojtka.Podeszłam do niego.Policjant poprosił go o dowód osobisty.
   -Dobranoc.-wzięłam z wieszaka torebkę,płaszcz i wyszliśmy przed komendę.W ciszy doszliśmy po samochodu Wojtka.Staliśmy przed maską samochodu,prószył śnieg.Nasze oczy się spotkały.Nie wiedziałam co mam powiedzieć,lecz w końcu trzeba przerwać tą ciszę.Impulsowo przytuliłam się do klatki piersiowej Wojtka.-Myślałam,że nie przyjedziesz.-wyszeptałam.On nic nie odpowiedział.Po chwili odjechaliśmy.


Wojtek


   Nie chciałem jej pytać co się stało,wyglądała na bardzo zmęczoną.Po kilku minutach Julka już zasnęła.Co chwilę zerkałem na nią.Nie powinna tyle czekać na mnie.Dojechaliśmy pod jej mieszkanie.Odpiąłem pasy bezpieczeństwa i wziąłem torbę Julkę.Po dłuższej chwili znalazłem klucze do mieszkania.Założyłem torbę dziewczyny na siebie i wysiadłem.Starałem się jak najdelikatniej wyjąć dziewczynę z samochodu.Zamknąłem samochód,wziąłem dziewczynę na ręce i weszliśmy do budynku.Z trudem otworzyłem drzwi.Zaświeciłem światło,zdjąłem dziewczynie buty,płaszcz i czapkę.Znowu wziąłem Julkę na ręce i zaniosłem ją do sypialni.Położyłem ją na łóżku.
   -Zostań.-wyszeptała.Myślałem,że śpi.Zdjąłem kurtkę,buty i położyłem się obok dziewczyny.

* * * 
   Julka


    Obudziłam się wtulona w Szczęsnego.Było bardzo miło.Spojrzałam na zegarek,dochodziła jedenasta.Starając się nie obudzić bramkarza wstałam z łóżka.Zaczęłam odczuwać skutki wczorajszego picia.Skierowałam się do kuchni i napiłam się wody mineralnej.Poszłam do łazienki,odświeżyć się i ubrać.Moją szopę na głowie spięłam w luźnego koka i wyszłam z łazienki.Poszłam sprawdzić czy Wojtek jeszcze śpi.Spał jak zabity.Nie ma co mu się dziwić,pół nocy nieprzespane.A może powinnam go obudzić?Jest czwartek,może ma jakiś trening?Ale nie mam serca go obudzić,spał jak aniołek.Wyszłam z sypialni,postanowiłam trochę ogarnąć ten chlew w moim mieszkaniu.Dochodziła godzina dwunasta.Siedziałam na krześle popijając świeżo zaparzoną kawę.W kuchni pojawił się zaspany Wojtek.
   -Cześć śpiochu.-zaśmiałam się.Wstałam od stołu,podeszłam do szafki wyjęłam z niej czerwony kubek i nalałam bramkarzowi kawy.Chłopak od razu sięgnął po kubek.
   -Hej,jak kac?-uśmiechnął się złośliwie.I oto właśnie słodki aniołek śpiący sobie w moim łóżku zmienił się w złośliwego,wkurzającego diabła.Bramkarz usiadł koło mnie.
   -Och.Ja gdy ty spałeś zrobiłam zakupy i posprzątałam trochę.A czy ty nie powinieneś być teraz na treningu?-zapytałam
   -Oj,-skrzywił się.-no powinienem,ale zrobię sobie dziś wolne.Więc mamy czas żeby pogadać.-powiedział.
   -No właśnie,musimy sobie wyjaśnić parę rzeczy.Ale to potem,idź się odświeżyć a ja zrobię śniadanie.-powiedziałam zanosząc kubek do zlewu.Chłopak poszedł do łazienki.
Postanowiłam zrobić tosty z szynką i serem.Gdy chłopak wrócił śniadanie leżało już na stole.Dość długo się guzdrał.Po śniadaniu pomógł mi posprzątać.
Usiedliśmy na kanapie i opowiedziałam mu wszystko co się działo wczorajszej nocy.
   -Wojtek..-powiedziałam patrząc się w podłogę.-muszę Cię przeprosić za to co powiedziałam wtedy w Warszawie.
   -Ale Julka to już zamknięta sprawa.Więc nie...-wtrącił się bramkarz.
   -Daj mi dokończyć! Ja tak nie myślę,sama nie wiem dlaczego tak powiedziałam.Poniosło mnie,no nie powiem ale czasem mnie tak doprowadzasz do szału,że mam ochotę Cię zrzucić z piętnastego piętra.-spojrzałam na Wojtka,który w ogóle się nie przejął.-To nie gniewasz się?
   -No oczywiście,że nie.-pocałowałam go w policzek.
Resztę dnia spędziliśmy w domu oglądając filmy.Wojtek stwierdził,że nie ma po co iść na trening.

kilka dni później

   -No to kiedy wracasz?-zapytałam przyjaciółki.Opowiedziałam Kasi o wszystkim co się działo przez ostatnie kilka dni.
   -Pojutrze.A co tak bardzo się za mną stęskniłaś?-zapytała śmiejąc się.
   -Ta no oczywiście,nie wiem co mnie naszło,bo właśnie zaczęłam sprzątać.Zamierzam posprzątać całe mieszkanie,wyrzucić stare ciuchy.No wiesz takie generalne porządki.-powiedziałam.Lecz dopiero co zaczęłam a już mam dość.
   -No to miłego sprzątania!Pa zadzwonię wieczorem.-rozłączyłam się.Zaczęłam sprzątać mój pokój.Wywaliłam wszystkie ciuchy z półek i szafy.Chciałam posegregować wszystko.
Właśnie składałam moje spodnie,które często pożycza Kaśka.Opróżniłam wszystkie kieszenie.Z tylnej kieszeni wypadł mały woreczek z jakimś białym proszkiem.Co to kurwa jest????!!




_______________________________________________________

Szału nie ma.Ten rozdział miał inaczej w ogóle wyglądać ale wyszło jak wyszło.
Pisze dalej!!
Mam nadziej,że spodobają wam się moje wypociny wam się spodobają.
czytam = komentuję.
Komentujcie rozdziały.Przynajmniej będę wiedzieć czy ktoś w ogóle czyta mojego bloga.Po komentarzach
pod spamem stwierdzam,że chyba ktoś to czyta.
Do następnego rozdziału. :P

poniedziałek, 4 marca 2013

UWAGA!!!!!

   Siema,zauważyłam,że od pewnego czasu mało kto  wchodzi na mojego bloga.Jest mi z tego powodu bardzo przykro.Rozważam decyzję żeby usunąć lub zawiesić moje opowiadanie.Powinnam was wcześniej przeprosić za to,że dwukrotnie usunęłam bloga.Wiem,że bardzo rzadko dodaję nowe rozdziały ale mam bardzo dużo nauki.
Usuwać bloga czy jeszcze poczekać jeden rozdział??

sobota, 9 lutego 2013

Rozdział 9


24 grudnia 

   -Wstawaj,Julka!!-obudzili  mnie swoim słodkim głosem Antek i Zosia.Sześcioletnie bliźniaki.Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam małe twarzyczki nad moją głową.Wczoraj cały dzień się z nimi bawiłam,dlatego chciałam sobie chociaż dłużej pospać.Zamknęłam oko.-Wstawaj!-zostałam pozbawiona poduszki.Plan na udawanie,że śpię nie wyszedł.Otworzyłam oczy.Bliźnięta siedziały na rogu łóżka,Zosia trzymała w rączce moją poduszkę.Przetarłam oczy.
   -Cześć,co tak krzyczycie?-zapytałam wstając z łóżka i podchodząc do stolika.Odblokowałam telefon,8 sms-ów z życzeniami.Podeszłam do okna.Ogród wyglądał jak jedna z komnat Królowej Śniegu .Blask bijący  od  lśniącej śniegowej powłoki. Obudzone promyczki słońca tańczą po całym ogrodzie , obsypanym śniegowym pierzem.
   -Ciocia Cię wołała.-powiedzieli równocześnie.
   -Aha,to chodźmy na dół.-zeszliśmy do kuchni.Marta[matka bliźniaków]siedziała na kanapie i gawędziła z babcią,ciocia i Beata rozmawiały w kuchni myjąc naczynia po śniadaniu.
   -O,wstał nasz śpioch.-powiedziała ciocia z uśmiechem.Ludzie jest godzina dziesiąta!Wszyscy byli już ubrani w porównaniu do mnie stojącej w piżamie i kapciach.-Kochanie przeszłabyś się do tego sklepu za rogiem?Właśnie się skończył miód a mam zrobić pierniki.-Co roku jest u nas wigilia.Tydzień sprzątania,wielkie zakupy i nie ma miodu?
   -Dobrze,mogę się przejść.Kupić coś jeszcze?-zapytałam zalewając owocową herbatę.
   -Hmm,kup jeszcze cynamon,kilka cytryn i proszek wanilinowy.-wymieniła ciocia.-I jakbyś mogła zabrać ze sobą te dwa łobuzy.-powiedziała dając mi pieniądze na zakupy.
   -Dobrze.-dopiłam herbatę i poszłam do mojego pokoju.Spakowałam do torebki telefon, portfel,szminkę i chusteczki higieniczne.Umyłam zęby,zerknęłam na pogodę za oknem.Zapowiadał się słoneczny dzień.Ubrałamsię ze zeszłam na dół.Przy wyjściu Marta ubierała dzieciaki.
   -Kochana kuzynko,proszę nie kupuj im żadnych słodyczy.-powiedziała ubierając bliźniaki.-A wy-zwróciła się do rodzeństwa.-Słuchajcie się Julki.Wracajcie szybko co jeszcze choinka jest nie ubrana.-zaśmiała się Marta.
   -Poradzę sobie z twoją dwójką.-powiedziałam zakładając płaszcz i czapkę.Dzieciaki wybiegły.Wyszłam z domu i od razu zostałam obrzucona przez rodzeństwo śnieżkami.-Nie żyjecie!-krzyknęłam.Zaczęłam gonić dwójkę po ogrodzie.W między czasie kilkakrotnie miałam bliskie spotkanie ze glebą.W końcu złapałam te dwa diabły.-Na ulicy macie się zachowywać,uważajcie na samochody.Jeśli wykręcicie jakiś numer w sklepie lub na ulicy nie przyznam się do was.Umowa stoi?-zaproponowałam.
   -Ok.-zgodziły się dzieciaki.Szliśmy chodnikiem rozmawiając o ulubionych smakach czekolady.Lubie te małe diabły,może dlatego bo mieszkają w Gdynii i widzę jej kilka razy na rok.Fajnie by było gdyby Robert i Beata mieli dziecko.Byłabym wtedy ciocią.Weszliśmy do sklepu.Nie było dużo ludzi.Dzieciaki pobiegły gdzieś wgłąb sklepu.Zaczęłam szukać  produktów.Nigdy nie byłam w tym sklepie.Gmerając po półkach sklepowych straciłam z oczu rodzeństwo.Nagle usłyszałam jakiś hałas.Zobaczyłam jak bliźniaki zbierają cukierki z podłogi.Ja jakby niby nic przyglądałam się tej sytuacji.Podeszła do niej kobieta pracująca w tym sklepie.Zaczęła coś do nich mówić.Poszłam szukać cynamonu,gdy wróciłam dzieciaki kończyły zbieranie cukierków.Po zapłaceniu wyszliśmy ze sklepu.
   -Proszę.-powiedziałam częstując bliźnięta kwaśnymi żelkami-moimi ulubionymi.-Ale mama  nic nie wie.Okej?
   -Spoko.-powiedziały zjadając żelki.Po drodze do domu zjedliśmy wszystkie.Gdy tylko przekroczyłam próg domu poczułam piękny zapach.Dzieciaki od razu pobiegły do kuchni.Położyłam zakupy na blacie.Wszyscy zmarzliśmy więc postanowiłam dzieciakom i sobie zrobić gorące kakałko.Pół kubka wypił mi Robert.
   -No dzieciaki choinka już czeka.-powiedział tata.Rodzeństwo on razu pobiegło do salonu gdzie stała piękna,wysoka,żywa choinka.Jej zapach świetnie się komponował z zapachem z kuchni.-To tez dotyczy Ciebie kochanie.-dodał.-Ty mój dzieciaczku.-zaśmiał się.
   -No to do roboty!-krzyknęłam i pogłośniłam radio.Właśnie leciała piosenka Andrzeja Piasecznego ''Wielkie świąteczne całowanie''.Zaczęłam śpiewać wraz z Piaskiem.
   -Żulietta przestań wyć.-zaśmiał się Robert.
   -Nie przestane BUSIU!-zaakcentowałam ostatnie słowo.Brat zaczął mnie gonić po całym salonie.Wybiegliśmy przed dom.Tarzaliśmy się w śniegu.Robert szybko zerwał się z ziemi i pobiegł do domu.Po chwili pobiegłam za nim.Drzwi do domu były zamknięte.Za szybą Robert śmiał się w niebo głosy.-Robert nie rżyj jak koń tylko mi otwórz te drzwi!!-krzyczałam.Niestety brat nie spełnił mojej prośby,odszedł od drzwi.Do momencie drzwi się otworzyły.Moim zbawcą był dziadek.Wzięłam do ręki śnieg i poszłam do brata.Wtarłam mu biały puch w twarz.Jego mina była bezcenna.Nie mogłam pohamować śmiechu.
***
W końcu ubraliśmy choinkę.Nie obeszło się bez zawijania się łańcuchami,tłuczeniu bombek i głupawek.Musiałam się zająć tymi diabłami.Poszliśmy udekorować dom lampkami.Efekt byś rewelacyjny.Dzieciaki z Robertem poszły wycinać pierniki.Miałam chwilę dla siebie.Poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżko.Włączyłam iPoda i zamknęłam oczy,nawet nie wiem kiedy usnęłam.
Stałam na jakiejś londyńskiej ulicy.Wszędzie samochody,ludzie bardzo się spieszyli.Nagle podchodzą do mnie dobrze zbudowani mężczyźni.Idę za nimi. Znikają.Wszyscy ludzie znikają.Stoję nad jakąś przepaścią.Zjawia się Wojtek.Zaczynamy się całować.Szczęsny wpada w przepaść.Znika w ciemności.Znów jestem na tej ulicy.Koło mnie stoją znów ci sami  dobrze zbudowany faceteci.Po drugie stronie stoi Wojtek.Jeden z mężczyzn chwyta mnie za rękę i chce przeprowadzić na drugą stronę.Do Wojtka.Nagle się cofa.Do Wojtka podchodzi średniego wzrostu brunetka.Zaczynają się całować.Wszyscy znikają.Jest tylko Wojtek.Przygląda się mi.Po chwili zaczyna się śmiać.Przechodzi przez jezdnie,podchodzi do mnie...
   -Julka!!!-mój sen szlak trafił.Rozglądam się po pokoju.Widzę te diaboliczne bliźnięta.-Choć z nami.-ciągną mnie za ręce.Z oporami poszłam z nimi na dół.Na stole leżą kolorowe papiery,nożyczki,kleje,farby,korki od wina.Usiadłam przy stole.Dzieciaki zaczynają wycinać gwiazdki z papieru.Postanowiłam też wziąć się do roboty.Zrobiłam piękne renifery i gwiazdkę.Posprzątaliśmy ze stołu i nakryłam do stołu.Wszyscy byli już przebrani.Pobiegłam na górę.Szybko się przebrałam,włosy rozczesałam i zeszłam do jadalni.


26 grudnia
  Mam dość ciągłego lepienia bałwana!Na szczęście dziś już te diabły pojechały.A ja mam czas dla siebie.W końcu mogę się wyspać.Moje dziecko będzie grzeczniejsze.Nadal zastanawia mnie ten sen.W parku mam się dziś z Wojtkiem spotkać.Leżałam na łóżku bezsensownie gapiąc się w sufit.Dochodziła godzina 13.O Boże co by powiedziała babcia gdyby mnie zobaczyła o tej godzinie w piżamie?Zajadałam się piernikami.Wstałam i poczłapałam do łazienki.Po porannej toalecie ubrałam się  i zeszłam na dół.Założyłam płaszcz i wyszłam.Gdy doszłam na umówione miejsce Wojtka nie było.Nagle dostałam śnieżką w plecy.Nie byłam dłużna panu Szczęsnemu i dostał w głowę.Wykorzystałam nieuwagę bramkarza,który wyjmował śnieg z włosów popchnęłam go i zaliczył piękną glebę.Zaczęłam się śmiać.
   -W końcu przyszłaś.-powiedział wstając.
   -Cześć,jak święta?-zapytałam
   -Ach,mnóstwo jedzenia.A w Londynie muszę to wszystko spalić na treningach.A ty?Tęskniłaś za mną?-zapytał obdarowując mnie swoim pięknym uśmiechem.
   -Usychałam z tęsknoty.-powiedziałam ironicznie.-Masz jakieś plany na sylwestra?
   -Wybieram się na imprezę do znajomych.A ty?
   -Nie mam ochoty nigdzie iść.Najprawdopodobniej sylwester ze słoneczkiem.-zaśmiałam się.
   -Oo,brzmi romantycznie.-odparł bramkarz.
   -I to jak romantycznie.Ja i Polsat.Berek.-klepnęłam Wojtka  ramię i uciekłam.Wojtek ma wolny zapłon.Ale szybko pobiegł za mną.Niestety mnie dopadł i przewrócił na ziemię.
   -Przewróciłaś się?-zapytał rozbawiony.
   -Nie,śnieg na ziemi wydał mi się smutny więc postanowiłam go przytulić.-powiedziałam wstając.Zaczął ze mną?Wzięłam do ręki śnieżkę i rzuciłam w bramkarza.Trafiony zatopiony.-Bitwa na śnieżki!!-krzyknęłam.Zaczęliśmy się rzucać jak małe dzieci,które mają mega zaciesz ze śniegu.Po chwili znów leżałam na śniegu.Wojtek zaczął mnie nacierać.-Przestań!!Wojtek,ty debilu!!-krzyczałam.Przestał.Usiadł koło mnie.Pomyślałam,że to odpowiednia chwila aby się odebrać na bramkarzu.Położyłam się na bramkarzu i zaczęłam go zasypywać śniegiem.Mogło to naprawdę dziwnie wyglądać.Szybko zmienił pozycję i to on leżał na mnie.Nasze usta się spotkały.Ten pocałunek był identyczny jak w śnie.Dlaczego zawsze jak mnie całuje zapominam o bożym świecie?Oderwałam usta od jego.Odsunęłam go na bok jak przedmiot i wstałam.Zaczęłam się otrzepywać ze śniegu.
   -Miałeś tego nie robić!-warknęłam.
   -Dziewczyno!Od kilku tygodni próbuję Ci powiedzieć,że nie jesteś mi obojętna.-powiedział wstając i podchodząc do mnie.
   -Nie jesteś mi obojętna!!-powtórzyłam po bramkarzu.-Ile lasek już na to poleciało??
   -O co Ci chodzi??-zapytał.-Jesteś dla mnie ważna!!Zrozum to w końcu!!
   -I co?-zapytałam.-Mam być dziewczyną na kilka nocy?A może zabawisz się mną i wymienisz na wysoką blondynkę?
   -Nie jestem taki jak twój były.-powiedział spokojnym głosem.
   -Niedawno rozstałeś się ze swoją dziewczyną,nie mam zamiaru być dziewczyną na pocieszenie.Nie jestem dziewczyną dla Ciebie!!Znajdź sobie inną naiwną laskę!!A mnie zostaw w spokoju!!

Nie mogłam się skupić na niczym.Cały czas w głowie siedział mi Wojtek.Siedziałam w moim pokoju.Odłożyłam na stolik gorącą czekoladę i usiadłam na parapecie.Prószył śnieg.Dochodziła godzina dwudziesta pierwsza.Co mogłoby wyniknąć z tej znajomości?Zawsze jest tak,że jedna strona jest poszkodowana,zraniona.I znowu się pokłóciliśmy.Zeszłam na dół.Założyłam buty,czapkę i płaszcz.Spacerowałam po białym chodniku.Śnieg coraz bardziej padał.Dostałam sms-a.
Dałaś się nabrać na stereotyp każdego piłkarza.Zarabia kupę forsy,pije,imprezuje,zmienia dziewczyny jak rękawiczki.Znamy się od kilku miesięcy i ty nie zauważyłaś,że jestem inny?Twoje słowa mnie zabolały.Okazało się,że ja też Cię nie znam.Myślałem,że nie oceniasz ludzi po pozorach,lecz się myliłem.Ale naprawdę mi na tobie zależy!
Wojtek
Poczułam się jak jakaś kretynka.Nie powinnam osądzać go.Wszystko przez ten pieprzony sen.No tak...Jednym mężczyzną być rozum a drugim serce.

sylwester 
Niezapowiedzianie wpadła do mnie Kaśka.
   -Julka co z tobą?-zapytała siadając na moim łóżku.Opowiedziałam jej całą tą sytuację przed kilku dni.Ona zawsze mnie rozumiała.-Ale gdyby Ci nie zależało to byś się tym nie przejmowała.Olała byś go tak jak tych wszystkich facetów którzy do Ciebie zarywali.Wiem,że nie chcesz się wiązać ale jeśli Wojtek odpuści to może już zawsze będziesz widziała w każdym mężczyźnie Mikołaja.Nie możesz się bać przyszłości.
   -Może masz rację.Ale ja mu tak dogadałam więc pewnie nie chce ze mną rozmawiać.Przecież nie napisze mu zwykłego sms-a o treści przepraszam.Chcę zasnąć i się nie obudzić.
   -Ja też tak chcę.Ale potem sobie pośpimy,wstawaj!!Sylwester jest w końcu,nie??-Przecież nie spędzisz tego wieczoru przed telewizorem.Ubieraj się!!-nie miałam zamiaru nigdzie iść.
  -Ale niby w co??-spytałam przyjaciółki.Podeszła do mojej szafy i wyciągnęła sukienkę i buty.O 20 przyszedł po nas Patryk i w trójkę poszliśmy na miasto.Po drodze słuchaliśmy muzyki.Nawet Patryk zatańczył nam na ulicy Gangam Style.Doszliśmy do jakiegoś klubu.Usiedliśmy przy barze i zamówiliśmy na początek drinki.Moi przyjaciele stwierdzili,że powinnam dać szansę Wojtkowi.Dziwnę,doradzać każdy umie ale własne życie to jeden wielki chaos.W sumie co aj bym zrobiła bez tych dwóch wariatów?
Postanowiliśmy wszyscy,że najlepiej będzie jeśli pójdziemy do mnie.Wchodząc w stanie upojenia Patryk przewrócił lampę w przedpokoju.Na szczęście nikt się nie obudził.Rano powitał nas ogromny ból głowy.

_______________________________________________________
      Przepraszam was wszystkich za moją niesystematyczność w dodawaniu nowych rozdziałów.Ale miałam strasznie dużo nauki i nie miałam czasu aby dodać.
Miłego czytania. :P