-Weź się uspokój!-warknęłam na przyjaciela.-Proszę przyjedź!Przecież musimy to wyjaśnić.
-Sama nie możesz z nią porozmawiać?-zapytał.
-Jesteście chyba przyjaciółmi nie?!Co mam powiedzieć?,,Siema Kasia,znalazłam u Ciebie woreczek z narkotykami.Chcesz o tym pogadać?"Proszę!-powiedziałam błagalnym głosem.
-Hmm,zrobimy to inaczej.Przyjadę za niedługo,ale ty musisz zacząć ją podpytywać.Ok?-zaproponował.
-Ok.Muszę kończyć Kaśka wróciła.Zadzwonię.Pa.-rozłączyłam się.-Siema!-powiedziałam do przyjaciółki.Próbowałam być naturalna,taka jak zawsze,jakbym o niczym nie wiedziała.
-Cześć,z kim gadałaś?-zapytała kładąc zakupy na blacie.
-Yyy,-zawiesiłam się na moment -z Patrykiem.
-I co u niego?-zaczęła się dopytywać.
-A co ma być?Nudy.Pozdrawia Cię.-uśmiechnęłam się sztucznie.-Głodna jestem,kupiłaś coś dobrego?-zmieniłam temat.Podeszłam do blondynki i zaczęłam szukać czegoś w lodówce.
-Ach,wiecznie nienajedzona.-zaśmiała się.-Mogą być parówki?
Podczas konsumowania parówek zaczęłam składać wszystkie fakty w całość.A więc: ja wróciłam wcześniej ona została w Polsce-przynajmniej tak mówiła.Kaśka zdała sesję na piątkę choć w ogóle nie widziałam jej z książką,ja na głupią tróje.Ale skąd miałaby towar?Większość czasu spędza ze mną i Yo.Yo jest dilerem?O mój Boże!Coś mi się już chyba pieprzy od tych parówek.
-Ej,Julka słuchasz mnie w ogóle?-oderwałam się od talerza i popatrzyłam na przyjaciółkę.-Co z tobą?
-Hę?Zamyśliłam się.O czym mówiłaś?-zmieszałam się.
-Nie ważne.Pewnie rozmyślasz o Wojtku!-powiedziała uśmiechając się głupkowato.
-Ta,no bo nie mogę już myśleć o czym innym tylko o jakimś piłkarzyku.-popatrzyłam na przyjaciółkę.-Ach,Kasieńko nie będę tego komentować.-dziewczyna pokazała mi język.
14 luty.
Boże dziś walentynki,dzień kretyna i kretynki.Symbolicznie dostałam lizaka w kształcie serca i małą,czerwoną różyczkę.Ale nudy.
Po zajęciach wyszłam przed uczelnię.Kaśka już na mnie czekała. Musiałam się wrócić po książkę,którą zostawiłam na parapecie.Kaśka śmiałą się wniebogłosy.Stała razem z....Wojtkiem?!Ta,pewnie jej opowiada jeden z tych chamskich kawałów.Ale co ten koleś tu robi?
-Cześć.-powiedziałam podchodząc do nich.-Co tu robisz?!-zwróciłam się do bramkarza.
-Witaj,przybyłem Cię porwać.To jak moja ty księżniczko?-zatrzepotał swoimi oczkami.
-Twoja księżniczka jest głodna i nie ma ochoty szwendać się po mieście.A tak w ogóle jestem zajęta.-powiedziałam zadziornie.
-Nie no,spoko Julka idźcie!-powiedziała Kaśka.
-No to załatwione zapraszam.I nie ma żadnego marudzenia.-z niezadowoleniem wsiadłam do samochodu piłkarza.
W samochodzie nie miałam ochoty z nim rozmawiać.Nie lubię takich sytuacji.Planuję sobie dzień, a tu wielki książe wtrąca się.Tak się po prostu nie robi.Wojtek próbował nawiązać rozmowę,ja tylko odpowiadałam pół słówkami.Byłam mega głodna.Nagle zaburczało mi w brzuchu.Wojtek uśmiechnął się głupkowato.
-No co?!Od rana nic nie jadłam!-fuknęłam na bramkarza.Dochodziła czternasta, a ja tylko wypiłam kawę.Aby zagłuszyć burczenie włączyłam radio.Zaczęłam skakać po stacjach,szukając jakiegoś fajnego kawałka.W końcu znalazłam fajny utwór.Wokalistka nawet nie dośpiewała do refrenu gdy Wojtek przełączył na jakiś głupi rockową piosenkę.Zaczęliśmy przełączać aż w końcu radio zaczęło szumieć.-No i zepsułeś!-powiedziałam patrząc się przez szybę samochodową na londyńskie ulice.
-Ja,że niby ja zepsułem?!Nie rozśmieszaj mnie.-powiedział podirytowany.Słodko wyglądał jak się denerwował.Zatrzymaliśmy się przed jedną z najdroższych restauracji w Londynie.Wyszłam z samochodu.Wojtek wręczył mi bukiet z żółtych tulipanów.
-Z jakiej to okazji?!-powiedziałam zdziwiona.
-No jak to z jakiej?-popatrzył na mnie jak na jakąś debilkę.-Dziś są walentynki.
-Ale chyba single nie obchodzą tego święta.-weszliśmy do lokalu.Wnętrze wyglądało 100 razy lepiej niż po rewolucji Magdy Gessler.Ładna,pozłacana,błyszcząca zastawa.Nie lubię takich miejsc.Wole skromne,ciche miejsca.Usiedliśmy przy jednym ze stolików.Kelner przyniósł wazon i wstawił bukiet.-Wojtek,-powiedziałam zmieszana-a nas stać na takie cholernie drogie restauracje?-chłopak popatrzył na mnie.
-Julka nie martw się,ja Cię zaprosiłem i to moja sprawa o rachunek.-popatrzyłam na niego z niezadowoleniem.
-A ja może nie lubię takich miejsc.-poskarżyłam się bramkarzowi.-Może pójdziemy gdzie indziej?-zaproponowałam.
-Zjemy tutaj.-zdecydował.-Nie chcę,żebyś mnie ogłuszyła swoim burczeniem.-zaśmiał się.Popatrzyłam na niego z lekką złością w oczach.Kelner przyniósł menu.Zamówił jakieś nie do wymówienia danie,bez wahania zamówiłam to samo.Zaspokoiłam swój głód.
-Dlaczego nie lubisz walentynek?-zapytał bramkarz.
-Nie,że nie lubię tylko przecież ja nie mam z kim spędzać tego święta.To dzień zakochanych.-wyjaśniłam
-Gdy byłaś z chłopakiem obchodziłaś je?-brnął dalej.
-Nie,jak dla mnie to jest głupie święto.Czy tylko w jednym dniu trzeba dać komuś kwiatka?Wyznawać sobie miłość,robić jakieś niespodzianki,prezenty?Po co to?Czy tylko w jednym dniu trzeba takim być?Chyba raczej przez cały rok.-powiedziałam.-A ty obchodzisz walentynki?
-Gdy miałem dziewczynę obchodziłem,w zasadzie gdybym zapomniał była by wielka afera i foch na tydzień.-wytłumaczył.
-Dziwna ta twoja dziewczyna była.Jak mogłeś z nią być tak długo?
-No wiesz kochałem ją,nie widziałem po za nią świata.Lecz wcześniej czy później musiałem przejrzeć na oczy.-powiedział.
-Nadal ją kochasz?Może chciałbyś być z nią,mimo jej wad.Może ma jakieś zalety?-rozmowa robiła się coraz ciekawsza.
-Nie kocham jej,znalazła sobie już chłopaka.Wiem,że to nie jest dziewczyna dla mnie.-odparł.
-To nie jest dziewczyna dla mnie.-powtórzyłam po bramkarzu.-Dla Ciebie jest pewnie wysoka,szczupła blondynka z niebieskimi oczami i śnieżnobiałymi zębami?Jednym słowem ideał?
-Ideały nie istnieją.-powiedział.-Zbieramy się.-Wojtek uregulował rachunek i wyszliśmy.Na dworze było mega zimno.
-A gdzie teraz jedziemy?-zapytałam zapinając pas.
-Zobaczysz.-powiedział tajemniczo.
Pół godziny później zatrzymał się przy...lodowisku!!Ludzie wszystko tylko nie lodowisko.Moja mina zrzedła.
-No wysiadaj!-powiedział opinając pas.Ja nie miałam zamiaru się ruszać.Wysiadł z samochodu i otworzył drzwi od mojej strony.-Ruchy!-powiedział wesoło.
-Ale ja nie umiem jeździć na łyżwach.-przyznałam się.
-No problems,nauczę Cię.-powiedział.Skierowaliśmy się w stronę kasy.
Zasznurowałam łyżwy i malutkimi kroczkami zaczęłam zmierzać ku Wojtkowi stojącemu na środku lodowiska.Kiedyś gdy byłam mała mnie i Roberta tata zabrał na lodowisko.Robert od razu załapał z czym się to je,gorzej było ze mną.Już prawie utrzymałam równowagę,gdy jakiś grubas wjechał na mnie.Ten tłuścioch złamał mi rękę.I od tego dnia nienawidzę lodowisk i grubasów na łyżwach.Podeszłam do barierki.Weszłam na płytę lodową cały czas trzymając się kurczowo barierki.Wojtek świetnie sobie radził.Podjechał do mnie.
-Zasada I:Sprawdź czy twoje łyżwy są dopasowane.Zasada II:Naucz się upadać.-po jego słowach wytrzeszczyłam oczy.-Zasada III:Następnym etapem jest utrzymanie równowagi.-po 15 minutach opanowałam równowagę.-Chodź!-złapał mnie za rękę i kazał ją położyć na swoim biodrze.-Teraz przesuwaj nogę tak jak ja.-po kilkunastu minutach załapałam wszytko.Po mało zaczęłam sama jeździć,lecz Wojtek cały czas był koło mnie.Nie obeszło się bez upadków.Moje pośladki przeżyły tortury.
-Zimno mi!-powiedziałam.Niestety nie miałam czapki.Już zaczynałam kaszleć.
-To co nic nie mówisz?!-zdjął swoją czapkę i założył na moja głowę.No w końcu!!Ale i tak mnie to nie uchroni przed przeziębieniem.
Bawiliśmy się w berka,zaczęłam się rozpędzać,Wojtek już mnie doganiał.Byłam sprytniejsza.Oddaliłam się nieco od chłopaka.Nie zauważyłam stojącego przed mną mężczyzny i wjechałam w niego.Cholernie bolała mnie kostka.Wojtek zabawił się w doktora House i stwierdził,że będę żyć.Lecz stopa zrobiła się sina.
Wojtek na rękach zaniósł mnie do mieszkania.Na szczęście noga trochę przestała boleć.
Poszłam się przebrać,a Wojtek w tym czasie miał zrobić herbatę.Położyłam się na łóżku.Ból nogi ustępował lecz zaczęła boleć mnie głowa.Po dłuższym czasie pojawił się bramkarz z talerzem gorącym,pachnącym bulionem.Pyszny.
-Niech Ci Bóg w dzieciach wynagrodzi.-powiedziałam konsumując zupę.-Twoja żona będzie mieć z tobą raj.-powiedziałam.
-Gdzie masz termometr?-zapytał.Wskazał mu górną szafkę w kuchni.- 40,1-powiedział poważnie.Szybko zaczął szukać leków na zbicie temperatury.
Wojtek
Julka zaczęła majaczyć.Położyłem się obok niej.Coś ostatnio zbyt często lądujemy razem w łóżku.Wtuliła się we mnie.
-Wiesz,źle zrobiłeś rozstawiając się ze mną.Zdradziłeś mnie,nigdy Ci tego nie wybaczę.Jesteś dla mnie nikim.W sumie mogłam Cię zdradzić,jestem nawet ładna.Poczułbyś się tak jak ja.Uwierz mi to nie jest przyjemne uczycie.-czy ona uważa,że jestem jej byłym?
-Julcia,księżniczko to ja Wojtek!-powiedziałem całując ją w czoło.
-Ale ty jesteś kochany,twoja żona będzie miała z tobą raz.Zazdroszczę jej,szczęściara.-zaczęła bełkotać.
-Ale to ty będziesz moją żoną.-powiedziałem cwaniacko.
-A no to może lepiej.A będziesz mi gotował?-zapytała.
-Wszystko będę Ci robić.-powiedziałem wesoło.
-A kupisz mi pieska?-zaśmiałem się cicho.-Kocham Cię.-Po chwili usnęła.Szkoda,że jak się obudzi nie będzie pamiętać o naszej rozmowie.Ostatnie dwa słowa utkwiły mi w głowie.
Ona jest inna,naturalna,jak na ten szalony świat normalna.Niczego nie udaje.Ach,Szczęsny co ona z tobą zrobiła?
__________________________________________
Siema ludzie.W końcu dodaje!!
Sory,że tak długo ale mi się nie chciało.No cóż szału nie ma.
Miłego czytania ;*
__________________________________________
Siema ludzie.W końcu dodaje!!
Sory,że tak długo ale mi się nie chciało.No cóż szału nie ma.
Miłego czytania ;*