Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 25 marca 2013

Rozdział 11

   -Ale na pewno to nie mąka?-dopytywał się Patryk.On chyba nie brał na poważnie tego,że Kaśka jest narkomanką.Głupio tak podejrzewać o takie rzeczy przyjaciółkę ale ja się o nią po prostu martwię.Czy to źle?
   -Weź się uspokój!-warknęłam na przyjaciela.-Proszę przyjedź!Przecież musimy to wyjaśnić.
   -Sama nie możesz z nią porozmawiać?-zapytał.
   -Jesteście chyba przyjaciółmi nie?!Co mam powiedzieć?,,Siema Kasia,znalazłam u Ciebie woreczek z narkotykami.Chcesz o tym pogadać?"Proszę!-powiedziałam błagalnym głosem.
   -Hmm,zrobimy to inaczej.Przyjadę za niedługo,ale ty musisz zacząć ją podpytywać.Ok?-zaproponował.
   -Ok.Muszę kończyć Kaśka wróciła.Zadzwonię.Pa.-rozłączyłam się.-Siema!-powiedziałam do przyjaciółki.Próbowałam być naturalna,taka jak zawsze,jakbym o niczym nie wiedziała.
   -Cześć,z kim gadałaś?-zapytała kładąc zakupy na blacie.
   -Yyy,-zawiesiłam się na moment -z Patrykiem.
   -I co u niego?-zaczęła się dopytywać.
   -A co ma być?Nudy.Pozdrawia Cię.-uśmiechnęłam się sztucznie.-Głodna jestem,kupiłaś coś dobrego?-zmieniłam temat.Podeszłam do blondynki i zaczęłam szukać czegoś w lodówce.
   -Ach,wiecznie nienajedzona.-zaśmiała się.-Mogą być parówki?
Podczas konsumowania parówek zaczęłam składać wszystkie fakty w całość.A więc: ja wróciłam wcześniej ona została w Polsce-przynajmniej tak mówiła.Kaśka zdała sesję na piątkę choć w ogóle nie widziałam jej z książką,ja na głupią tróje.Ale skąd miałaby towar?Większość czasu spędza ze mną i Yo.Yo jest dilerem?O mój Boże!Coś mi się już chyba pieprzy od tych parówek.
   -Ej,Julka słuchasz mnie w ogóle?-oderwałam się od talerza i popatrzyłam na przyjaciółkę.-Co z tobą?
   -Hę?Zamyśliłam się.O czym mówiłaś?-zmieszałam się.
   -Nie ważne.Pewnie rozmyślasz o Wojtku!-powiedziała uśmiechając się głupkowato.
   -Ta,no bo nie mogę już myśleć o czym innym tylko o jakimś piłkarzyku.-popatrzyłam na przyjaciółkę.-Ach,Kasieńko nie będę tego komentować.-dziewczyna pokazała mi język.


14 luty.

Boże dziś walentynki,dzień kretyna i kretynki.Symbolicznie dostałam lizaka w kształcie serca i małą,czerwoną różyczkę.Ale nudy.
Po zajęciach wyszłam przed uczelnię.Kaśka już na mnie czekała. Musiałam się wrócić po książkę,którą zostawiłam na parapecie.Kaśka śmiałą się wniebogłosy.Stała razem z....Wojtkiem?!Ta,pewnie jej opowiada jeden z tych chamskich kawałów.Ale co ten koleś tu robi?
   -Cześć.-powiedziałam podchodząc do nich.-Co tu robisz?!-zwróciłam się do bramkarza.
   -Witaj,przybyłem Cię porwać.To jak moja ty księżniczko?-zatrzepotał swoimi oczkami.
  -Twoja księżniczka jest głodna i nie ma ochoty szwendać się po mieście.A tak w ogóle jestem zajęta.-powiedziałam zadziornie.
  -Nie no,spoko Julka idźcie!-powiedziała Kaśka.
  -No to załatwione zapraszam.I nie ma żadnego marudzenia.-z niezadowoleniem wsiadłam  do samochodu piłkarza.
W samochodzie nie miałam ochoty z nim rozmawiać.Nie lubię takich sytuacji.Planuję sobie dzień, a tu wielki książe wtrąca się.Tak się po prostu nie robi.Wojtek próbował nawiązać rozmowę,ja tylko odpowiadałam pół słówkami.Byłam mega głodna.Nagle zaburczało mi w brzuchu.Wojtek uśmiechnął się głupkowato.
  -No co?!Od rana nic nie jadłam!-fuknęłam na bramkarza.Dochodziła czternasta, a ja tylko wypiłam kawę.Aby zagłuszyć burczenie włączyłam radio.Zaczęłam skakać po stacjach,szukając jakiegoś fajnego kawałka.W końcu znalazłam fajny utwór.Wokalistka nawet nie dośpiewała do refrenu gdy Wojtek przełączył na jakiś głupi rockową piosenkę.Zaczęliśmy przełączać aż w końcu radio zaczęło szumieć.-No i zepsułeś!-powiedziałam patrząc się przez szybę samochodową na londyńskie ulice.
   -Ja,że niby ja zepsułem?!Nie rozśmieszaj mnie.-powiedział podirytowany.Słodko wyglądał jak się denerwował.Zatrzymaliśmy się przed jedną z najdroższych restauracji w Londynie.Wyszłam z samochodu.Wojtek wręczył mi bukiet z żółtych tulipanów.
   -Z jakiej to okazji?!-powiedziałam zdziwiona.
   -No jak to z jakiej?-popatrzył na mnie jak na jakąś debilkę.-Dziś są walentynki.
   -Ale chyba single nie obchodzą tego święta.-weszliśmy do lokalu.Wnętrze wyglądało 100 razy lepiej niż po rewolucji Magdy Gessler.Ładna,pozłacana,błyszcząca zastawa.Nie lubię takich miejsc.Wole skromne,ciche miejsca.Usiedliśmy przy jednym ze stolików.Kelner przyniósł wazon i wstawił bukiet.-Wojtek,-powiedziałam zmieszana-a nas stać na takie cholernie drogie restauracje?-chłopak popatrzył na mnie.
   -Julka nie martw się,ja Cię zaprosiłem i to moja sprawa o rachunek.-popatrzyłam na niego z niezadowoleniem.
   -A ja może nie lubię takich miejsc.-poskarżyłam się bramkarzowi.-Może pójdziemy gdzie indziej?-zaproponowałam.
   -Zjemy tutaj.-zdecydował.-Nie chcę,żebyś mnie ogłuszyła swoim burczeniem.-zaśmiał się.Popatrzyłam na niego z lekką złością w oczach.Kelner przyniósł menu.Zamówił jakieś nie do wymówienia danie,bez wahania zamówiłam to samo.Zaspokoiłam swój głód.
   -Dlaczego nie lubisz walentynek?-zapytał bramkarz.
   -Nie,że nie lubię tylko przecież ja nie mam z kim spędzać tego święta.To dzień zakochanych.-wyjaśniłam
   -Gdy byłaś z chłopakiem obchodziłaś je?-brnął dalej.
   -Nie,jak dla mnie to jest głupie święto.Czy tylko w jednym dniu trzeba dać komuś kwiatka?Wyznawać sobie miłość,robić jakieś niespodzianki,prezenty?Po co to?Czy tylko w jednym dniu trzeba takim być?Chyba raczej przez cały rok.-powiedziałam.-A ty obchodzisz walentynki?
   -Gdy miałem dziewczynę obchodziłem,w zasadzie gdybym zapomniał była by wielka afera i foch na tydzień.-wytłumaczył.
   -Dziwna ta twoja dziewczyna była.Jak mogłeś z nią być tak długo?
   -No wiesz kochałem ją,nie widziałem po za nią świata.Lecz wcześniej czy później musiałem przejrzeć na oczy.-powiedział.
   -Nadal ją kochasz?Może chciałbyś być z nią,mimo jej wad.Może ma jakieś zalety?-rozmowa robiła się coraz ciekawsza.
   -Nie kocham jej,znalazła sobie już chłopaka.Wiem,że to nie jest dziewczyna dla mnie.-odparł.
   -To nie jest dziewczyna dla mnie.-powtórzyłam po bramkarzu.-Dla Ciebie jest pewnie wysoka,szczupła blondynka z niebieskimi oczami i śnieżnobiałymi zębami?Jednym słowem ideał?
  -Ideały nie istnieją.-powiedział.-Zbieramy się.-Wojtek uregulował rachunek i wyszliśmy.Na dworze było mega zimno.
  -A gdzie teraz jedziemy?-zapytałam zapinając pas.
  -Zobaczysz.-powiedział tajemniczo.
Pół godziny później zatrzymał się przy...lodowisku!!Ludzie wszystko tylko nie lodowisko.Moja mina zrzedła.
  -No wysiadaj!-powiedział opinając pas.Ja nie miałam zamiaru się ruszać.Wysiadł z samochodu i otworzył drzwi od mojej strony.-Ruchy!-powiedział wesoło.
  -Ale ja nie umiem jeździć na łyżwach.-przyznałam się.
  -No problems,nauczę Cię.-powiedział.Skierowaliśmy się w stronę kasy.
Zasznurowałam łyżwy i malutkimi kroczkami zaczęłam zmierzać ku Wojtkowi stojącemu na środku lodowiska.Kiedyś gdy byłam mała mnie i Roberta tata zabrał na lodowisko.Robert od razu załapał z czym się to je,gorzej było ze mną.Już prawie utrzymałam równowagę,gdy jakiś grubas wjechał na mnie.Ten tłuścioch złamał mi rękę.I od tego dnia nienawidzę lodowisk i grubasów na łyżwach.Podeszłam do barierki.Weszłam na płytę lodową cały czas trzymając się kurczowo barierki.Wojtek świetnie sobie radził.Podjechał do mnie.
  -Zasada I:Sprawdź czy twoje łyżwy są dopasowane.Zasada II:Naucz się upadać.-po jego słowach wytrzeszczyłam oczy.-Zasada III:Następnym etapem jest utrzymanie równowagi.-po 15 minutach opanowałam równowagę.-Chodź!-złapał mnie za rękę i kazał ją położyć na swoim biodrze.-Teraz przesuwaj nogę tak jak ja.-po kilkunastu minutach załapałam wszytko.Po mało zaczęłam sama jeździć,lecz Wojtek cały czas był koło mnie.Nie obeszło się bez upadków.Moje pośladki przeżyły tortury.
  -Zimno mi!-powiedziałam.Niestety nie miałam czapki.Już zaczynałam kaszleć.
  -To co nic nie mówisz?!-zdjął swoją czapkę i założył na moja głowę.No w końcu!!Ale i tak mnie to nie uchroni przed przeziębieniem.
Bawiliśmy się w berka,zaczęłam się rozpędzać,Wojtek już mnie doganiał.Byłam sprytniejsza.Oddaliłam się nieco od chłopaka.Nie zauważyłam stojącego przed mną mężczyzny i wjechałam w niego.Cholernie bolała mnie kostka.Wojtek zabawił się w doktora House i stwierdził,że będę żyć.Lecz stopa zrobiła się sina.
Wojtek na rękach zaniósł mnie do mieszkania.Na szczęście noga trochę przestała boleć.
Poszłam się przebrać,a Wojtek w tym czasie miał zrobić herbatę.Położyłam się na łóżku.Ból nogi ustępował lecz zaczęła boleć mnie głowa.Po dłuższym czasie pojawił się bramkarz  z talerzem gorącym,pachnącym bulionem.Pyszny.
  -Niech Ci Bóg w dzieciach wynagrodzi.-powiedziałam konsumując zupę.-Twoja żona będzie mieć z tobą raj.-powiedziałam.
  -Gdzie masz termometr?-zapytał.Wskazał mu górną szafkę w kuchni.- 40,1-powiedział poważnie.Szybko zaczął szukać leków na zbicie temperatury.



Wojtek

  Julka zaczęła majaczyć.Położyłem się obok niej.Coś ostatnio zbyt często lądujemy razem w łóżku.Wtuliła się we mnie.
  -Wiesz,źle zrobiłeś rozstawiając się ze mną.Zdradziłeś mnie,nigdy Ci tego nie wybaczę.Jesteś dla mnie nikim.W sumie mogłam Cię zdradzić,jestem nawet ładna.Poczułbyś się tak jak ja.Uwierz mi to nie jest przyjemne uczycie.-czy ona uważa,że jestem jej byłym?
  -Julcia,księżniczko to ja Wojtek!-powiedziałem całując ją w czoło.
  -Ale ty jesteś kochany,twoja żona będzie miała z tobą raz.Zazdroszczę jej,szczęściara.-zaczęła bełkotać.
  -Ale to ty będziesz moją żoną.-powiedziałem cwaniacko.
  -A no to może lepiej.A będziesz mi gotował?-zapytała.
  -Wszystko będę Ci robić.-powiedziałem wesoło.
  -A kupisz mi pieska?-zaśmiałem się cicho.-Kocham Cię.-Po chwili usnęła.Szkoda,że jak się obudzi nie będzie pamiętać o naszej rozmowie.Ostatnie dwa słowa utkwiły mi w głowie.
Ona jest inna,naturalna,jak na ten szalony świat normalna.Niczego nie udaje.Ach,Szczęsny co ona z tobą zrobiła?


__________________________________________
    Siema ludzie.W końcu dodaje!!
Sory,że tak długo ale mi się nie chciało.No cóż szału nie ma.
Miłego czytania ;*

niedziela, 10 marca 2013

Rozdział 10

Siała baba mak,nie wiedziała jak.Dziadek wiedział nie powiedział ,a to było tak: Siała baba  mak,nie wiedziała jak.Dziadek wiedział,nie powiedział,a to było tak...   


     Leżałam na łóżku,gapiąc się bezsensownie w sufit.Minęły już dwa tygodnie od wigilii,a ja już w Londynie.Kaśka przedłużyła sobie święta i wróci w przyszłym tygodniu.Nie lubię jak jej nie ma.Nie ma z kim pogadać.W Londynie nie mam dużo znajomych.Ci nieliczni pewnie teraz wkuwają.Niedługo sesja.Powinnam wziąć książkę i przeczytać chociaż jeden temat,ale mi się nie chce.Od kilku dni próbuje zadzwonić do Wojtka,ale nie mam odwagi.Jest mi strasznie głupio.Zachowałam się jak jakaś kretynka.Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu.Wstałam z łóżka i podeszłam do szafki nocnej.
   -Halo...-odezwał się w słuchawce Yo.-Co tam?
   -Cześć,nudy!Nie uczysz się?-zapytałam wchodząc do kuchni.
   -A pomyślałem,że może pouczymy się razem?Ty przyniesiesz nalewkę wiśniową a ja skombinuję coś do jedzenia?To co piszesz się?-zapytał.
   -Hmm,w sumie co dwie głowy to nie jedna.Tylko nie wiem czy jest jeszcze coś nalewki.Dobra to będę u Ciebie za pół godziny.-powiedziałam zjadając okienko czekolady.
   -Ta,pół godziny?W porywach do trzech godzin.-zaśmiał się głupkowato.
   -Zamknij się mośku!Do zobaczenia.-rozłączyłam się.Zorientowałam się,że pół tabliczki czekolady już nie ma.Od wiosny biorę się za siebie!
Ubrałam się,włożyłam do torby butelkę z nalewką.Szybko przejechałam usta pomadką.Sprawdziłam czy wszystko wyłączyłam,wzięłam z blatu telefon i zamknęłam mieszkanie.Po drodze do głównego wyjścia założyłam czapkę,rękawiczki i włożyłam słuchawki do uszu.Zaczęłam iść w stronę mieszkania kolegi.Zaczął prószyć śnieg.
Cała w śniegu zapukałam do drzwi przyjaciela.Po dłuższej chwili mi odtworzył.Przywitałam się z nim.Strzepałam cały śnieg z siebie na podłogę.
   -A ja dopiero co tutaj posprzątałem!-oburzył się.No przyznaje się specjalnie to zrobiłam.On tak słodko się   wkurza.Japończyk dał mi kapcie i poszliśmy przed telewizor.-Liczyłem ci czas.Niezły wynik 46 minut i 13 sekund.Jak na Ciebie to znakomicie.Parsknęłam śmiechem.Co za kretyn!Yo zniknął w kuchni,po chwili był już z powrotem z kieliszkami.-Miałem robić sushi ale postanowiłem,że zamówimy pizzę.
  -Spoko,a co będziemy robić?Chyba nie masz zamiaru cały czas się uczyć?-zapytałam przeciągając się.
  -Najpierw się trochę pouczymy bo nie chcę znowu obleć następnej sesji.-powiedział.Wyjęliśmy książki i zaczęliśmy pomału przerabiać temat za tematem.Co kilka minut robiliśmy sobie przerwę na kieliszek nalewki.Po czym wracaliśmy do nauki.
Dochodziłam godzina 21.Już trzy godziny wkuwaliśmy,lecz dopalacz się skończył.
   -Nie chce mi się już!-zaczęłam marudzić.-Może koniec tej wiedzy na dziś?-zapytałam zamykając książkę.
   -No mi też się nie chce.-powiedział wyprostowując się.Japończyk poszedł zanieść talerze po pizzy.Po butelce nalewki byliśmy nieco wstawieni.Włączyłam telewizor i zaczęłam skakać po kanałach.
   -Oglądamy powtórkę skoków narciarskich?-krzyknęłam.Yo jeszcze nie przyszedł.-Żyjesz?-po chwili właściciel mieszkania wrócił z chipsami i piwami.Zauważyłam pod nosem wąsy namalowane markerem.Wybuchłam niepohamowanym śmiechem.
   -Z czego się śmiejesz?-zapytał siadając na kanapie.
  -Przykro mi Małysz już nie skacze.Idź do łazienki i zmyj te wąsy.-zrobił co mu powiedziałam.
Po dwóch godzinach byliśmy już mocno wstawieni.Zaczęliśmy śpiewać.Dochodziła godzina 23:30 postanowiłam się już zbierać.Założyłam kurtkę,czapkę i rękawiczki.Najtrudniej było założyć buty.Nie mogłam utrzymać równowagi.Po dłuższym czasie udało mi się założyć kozaki.Chciałam się pożegnać z Yo ale on już chrapał na kanapie.Wzięłam torbę i zatrzasnęłam drzwi.Postanowiłam pójść na skróty.Szłam przez park,gdyby nie te latarnie to bym nic nie widziała.Szłam zygzakiem.W połowie drogi zaczęłam śpiewać.Na początku zaczęłam cicho podśpiewywać,potem to cichutkie podśpiewywanie zmieniło się w darcie się na całe gardło.
Nagle podeszli do mnie dobrze zbudowani mężczyźni.Zatrzymałam się i zaczęłam gapić się na nich.
   -Dobry wieczór,co pani tutaj robi sama i zakłóca pani ciszę nocną?-powiedzieli poważnie.
   -Nauczono mnie,że nie rozmawia się z obcymi.-wydukałam po angielsku.-To może by się panowie przedstawili?-powiedziałam kiwając się.
   -Policja,pojedzie pani z nami.-powiedział  jeden z policjantów.Złapał mnie za rękę i zaprowadził do radiowozu.
   -Za Narnie!!-krzyknęłam wsiadając do radiowozu.Po dłuższym czasie samochód się zatrzymał.
Kazali mi usiąść na krześle i dać dowód osobisty.
   -Juliet Marszalek,zgadza się?-zapytał jeden z policjantów.Kiwnęłam głową.Dochodziła północ i prawie zasypiałam na tym krześle.Miałam marzenie,żeby znaleźć się w moich cieplutkim łóżeczku.-Jest pani Polką,tak?
   -Zgadza się.-powiedziałam.Drzwi się otworzyły i wleciało zimne powietrze.Wszedł funkcjonariusz z jakimś ogolonym na glacę kolesiem.Policjant oddał mój dowód.
   -Proszę dmuchnąć.-powiedział policjant dając mi alkomat.Dmuchnęłam jak tylko umiałam.Ta może jeszcze będą sprawdzać czy nie jestem pod wpływem narkotyków.Alkomat stwierdził 0,9 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.Włożyłam go do torebki i wstałam.
-Czyli mogę już iść.
   -Nie dostanie pani żadnego mandatu ani grzywny ale proszę zadzwonić po kogoś żeby panią odebrał.-powiedział przysuwając w moją stronę telefon.O Matko Boska !!Jestem jeszcze trochę świadoma ale do kogo zadzwonić?Yo śpi pewnie upity,a w ogóle to głupie,żeby po jednego nietrzeźwego przyszedł drugi nietrzeźwy.Dlaczego Kaśka wraca dopiera za kilka dni!?Po prostu jakaś paranoja!!-Jakiś problem?-zapytał jeden z policjantów.Patrzą się na mnie jak na jakąś wariatkę.Chwyciłam szybko telefon i wybrałam numer.
Pierwszy sygnał...Drugi sygnał...No odbierz!!
   -Halo?-ucieszył mnie zaspany głos Wojtka.
   -Cześć,obudziłam Cię?-zapytałam nieśmiało.
   -Julka?!-[Nie kuźwa święty Mikołaj!]-Co to za numer?Nie obudziłaś mnie.Coś się stało?-zapytał.
   -Yyy,Możesz po mnie przyjechać...-urwałam na moment.-na komisariat policji?-usiadłam na krześle i oparłam się łokciem.
   -Ale Julka,coś się st...
   -Nic się nie stało,dobra już poradzę sobie.Cześć.-przerwałam bramkarzowi.
   -Będę za chwilę.-powiedział szybko.-oddałam słuchawkę policjantowi.
Minęło piętnaście minut,pół godziny...A Wojtka nie ma.Może jest właśnie taki jak myślałam?Głupi, chamski, przemądrzały,wredny Wojtek.Zaczęłam spacerować po korytarzu,żeby nie zasnąć.Dochodziła pierwsza w nocy.Otworzyły się drzwi.
   -Dobry wieczór.-usłyszałam głos Wojtka.Podeszłam do niego.Policjant poprosił go o dowód osobisty.
   -Dobranoc.-wzięłam z wieszaka torebkę,płaszcz i wyszliśmy przed komendę.W ciszy doszliśmy po samochodu Wojtka.Staliśmy przed maską samochodu,prószył śnieg.Nasze oczy się spotkały.Nie wiedziałam co mam powiedzieć,lecz w końcu trzeba przerwać tą ciszę.Impulsowo przytuliłam się do klatki piersiowej Wojtka.-Myślałam,że nie przyjedziesz.-wyszeptałam.On nic nie odpowiedział.Po chwili odjechaliśmy.


Wojtek


   Nie chciałem jej pytać co się stało,wyglądała na bardzo zmęczoną.Po kilku minutach Julka już zasnęła.Co chwilę zerkałem na nią.Nie powinna tyle czekać na mnie.Dojechaliśmy pod jej mieszkanie.Odpiąłem pasy bezpieczeństwa i wziąłem torbę Julkę.Po dłuższej chwili znalazłem klucze do mieszkania.Założyłem torbę dziewczyny na siebie i wysiadłem.Starałem się jak najdelikatniej wyjąć dziewczynę z samochodu.Zamknąłem samochód,wziąłem dziewczynę na ręce i weszliśmy do budynku.Z trudem otworzyłem drzwi.Zaświeciłem światło,zdjąłem dziewczynie buty,płaszcz i czapkę.Znowu wziąłem Julkę na ręce i zaniosłem ją do sypialni.Położyłem ją na łóżku.
   -Zostań.-wyszeptała.Myślałem,że śpi.Zdjąłem kurtkę,buty i położyłem się obok dziewczyny.

* * * 
   Julka


    Obudziłam się wtulona w Szczęsnego.Było bardzo miło.Spojrzałam na zegarek,dochodziła jedenasta.Starając się nie obudzić bramkarza wstałam z łóżka.Zaczęłam odczuwać skutki wczorajszego picia.Skierowałam się do kuchni i napiłam się wody mineralnej.Poszłam do łazienki,odświeżyć się i ubrać.Moją szopę na głowie spięłam w luźnego koka i wyszłam z łazienki.Poszłam sprawdzić czy Wojtek jeszcze śpi.Spał jak zabity.Nie ma co mu się dziwić,pół nocy nieprzespane.A może powinnam go obudzić?Jest czwartek,może ma jakiś trening?Ale nie mam serca go obudzić,spał jak aniołek.Wyszłam z sypialni,postanowiłam trochę ogarnąć ten chlew w moim mieszkaniu.Dochodziła godzina dwunasta.Siedziałam na krześle popijając świeżo zaparzoną kawę.W kuchni pojawił się zaspany Wojtek.
   -Cześć śpiochu.-zaśmiałam się.Wstałam od stołu,podeszłam do szafki wyjęłam z niej czerwony kubek i nalałam bramkarzowi kawy.Chłopak od razu sięgnął po kubek.
   -Hej,jak kac?-uśmiechnął się złośliwie.I oto właśnie słodki aniołek śpiący sobie w moim łóżku zmienił się w złośliwego,wkurzającego diabła.Bramkarz usiadł koło mnie.
   -Och.Ja gdy ty spałeś zrobiłam zakupy i posprzątałam trochę.A czy ty nie powinieneś być teraz na treningu?-zapytałam
   -Oj,-skrzywił się.-no powinienem,ale zrobię sobie dziś wolne.Więc mamy czas żeby pogadać.-powiedział.
   -No właśnie,musimy sobie wyjaśnić parę rzeczy.Ale to potem,idź się odświeżyć a ja zrobię śniadanie.-powiedziałam zanosząc kubek do zlewu.Chłopak poszedł do łazienki.
Postanowiłam zrobić tosty z szynką i serem.Gdy chłopak wrócił śniadanie leżało już na stole.Dość długo się guzdrał.Po śniadaniu pomógł mi posprzątać.
Usiedliśmy na kanapie i opowiedziałam mu wszystko co się działo wczorajszej nocy.
   -Wojtek..-powiedziałam patrząc się w podłogę.-muszę Cię przeprosić za to co powiedziałam wtedy w Warszawie.
   -Ale Julka to już zamknięta sprawa.Więc nie...-wtrącił się bramkarz.
   -Daj mi dokończyć! Ja tak nie myślę,sama nie wiem dlaczego tak powiedziałam.Poniosło mnie,no nie powiem ale czasem mnie tak doprowadzasz do szału,że mam ochotę Cię zrzucić z piętnastego piętra.-spojrzałam na Wojtka,który w ogóle się nie przejął.-To nie gniewasz się?
   -No oczywiście,że nie.-pocałowałam go w policzek.
Resztę dnia spędziliśmy w domu oglądając filmy.Wojtek stwierdził,że nie ma po co iść na trening.

kilka dni później

   -No to kiedy wracasz?-zapytałam przyjaciółki.Opowiedziałam Kasi o wszystkim co się działo przez ostatnie kilka dni.
   -Pojutrze.A co tak bardzo się za mną stęskniłaś?-zapytała śmiejąc się.
   -Ta no oczywiście,nie wiem co mnie naszło,bo właśnie zaczęłam sprzątać.Zamierzam posprzątać całe mieszkanie,wyrzucić stare ciuchy.No wiesz takie generalne porządki.-powiedziałam.Lecz dopiero co zaczęłam a już mam dość.
   -No to miłego sprzątania!Pa zadzwonię wieczorem.-rozłączyłam się.Zaczęłam sprzątać mój pokój.Wywaliłam wszystkie ciuchy z półek i szafy.Chciałam posegregować wszystko.
Właśnie składałam moje spodnie,które często pożycza Kaśka.Opróżniłam wszystkie kieszenie.Z tylnej kieszeni wypadł mały woreczek z jakimś białym proszkiem.Co to kurwa jest????!!




_______________________________________________________

Szału nie ma.Ten rozdział miał inaczej w ogóle wyglądać ale wyszło jak wyszło.
Pisze dalej!!
Mam nadziej,że spodobają wam się moje wypociny wam się spodobają.
czytam = komentuję.
Komentujcie rozdziały.Przynajmniej będę wiedzieć czy ktoś w ogóle czyta mojego bloga.Po komentarzach
pod spamem stwierdzam,że chyba ktoś to czyta.
Do następnego rozdziału. :P

poniedziałek, 4 marca 2013

UWAGA!!!!!

   Siema,zauważyłam,że od pewnego czasu mało kto  wchodzi na mojego bloga.Jest mi z tego powodu bardzo przykro.Rozważam decyzję żeby usunąć lub zawiesić moje opowiadanie.Powinnam was wcześniej przeprosić za to,że dwukrotnie usunęłam bloga.Wiem,że bardzo rzadko dodaję nowe rozdziały ale mam bardzo dużo nauki.
Usuwać bloga czy jeszcze poczekać jeden rozdział??